niedziela, 12 października 2014

"Don't forget"

Nie potrafię o nim zapomnieć. Minęło już pięć lat. Pięć cholernie długich lat, a ja wciąż nie pogodziłam się z losem. Bo jak można żyć dalej, kiedy traci się miłość swojego życia? Jak mam zapomnieć, kiedy wciąż pamiętam każdy jego dotyk, każde słowo, które do mnie wypowiedział? Jak mam nie myśleć o nim, kiedy wszystko dookoła mi o nim przypomina?
Mówili: „Nie przejmuj się, wkrótce przestanie boleć. I znajdziesz nową miłość.”
Nie wyszło...
Wciąż jestem sama. Harry i Ron odwrócili się ode mnie po tym, co zrobiłam.
Nie rozumieli.
Trudno, może lepiej, że ich tu nie ma. Nie chciałabym żeby widzieli to, jak powoli się staczam.
Nie jestem już starą Hermioną Granger.
Stałam się wrakiem człowieka.
A to wszystko przez miłość do nieodpowiedniego człowieka.
To wszystko przez to, że zakochałam się w Nim, w Draconie Malfoyu...
****
Zaczęło się dość niepozornie. Po wojnie oboje wróciliśmy do Hogwartu dokończyć siódmy  rok nauki. Choć Draco nie nazywał mnie już szlamą, nadal się nienawidziliśmy. I pewnie byłoby tak do dzisiaj, gdyby nie pewna przykra sytuacja, która zmusiła nas do współpracy.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia w zamku zaczęło dochodzić do dziwnych incydentów. Nikt nie wiedział kto za tym stoi. Niektórzy bardzo się bali. To było dość logiczne. W końcu zagrażało nam coś zupełnie nieznanego. I nie byliśmy na to przygotowani...
****
Miesiąc po świętach pan Filch znalazł zwłoki ucznia na korytarzu w pobliżu lochów. Ofiara nie miała na ciele żadnych widocznych ran. Oczywiście rozwiązanie było tylko jedno — chłopak zginął od zaklęcia śmierci.
W szkole zaroiło się od pracowników Ministerstwa Magii. Śledztwo nie przyniosło jednak żadnych rezultatów. Ale to było do przewidzenia...
****
Kiedy pani dyrektor wezwała mnie do swojego gabinetu, wiedziałam, że sytuacja jest jeszcze trudniejsza niż myślałam.
Zdziwiłam się na widok syna Lucjusza. Ale nie pokazałam tego po sobie. Blondyn nie zareagował w żaden sposób na moją obecność. Jego twarz była niczym maska, nie wyrażała żadnych uczuć.
Kiedy usłyszeliśmy czego wymaga od nas Profesor McGonagall, byłam przerażona. Bo jakże inaczej miałam określić tę raczej samobójczą misję?
Nie rozumiałam kto mógłby być tak okrutny, by zabijać niewinne dzieci. Szczególnie, że Voldemorta już nie było na świecie. Jego zwolennicy w większości albo byli martwi  albo siedzieli w Azkabanie.
Nigdy też nie słyszałam o tym rytuale, który według profesora Dumbledore'a miał na celu powrót Sami-Wiecie-Kogo do świata żywych. Sądziłam, że nie istnieje taka możliwość. A jednak. Pewien starożytny, niemalże zapomniany w dzisiejszych czasach rytuał miał wywrócić do góry nogami ledwo ocalony świat magii.
Chciałam biec do moich przyjaciół, ostrzec ich przed niebezpieczeństwem i mocno przytulić. To była chwila mojej słabości. I Malfoy dobrze ją wykorzystał...
****
Drugi martwy uczeń został znaleziony równo tydzień po naszej rozmowie z panią dyrektor. I znowu, ofiara nie miała na ciele żadnych obrażeń, nie licząc małego zadrapania na nadgarstku. Jednak według kilku pracowników Ministerstwa Magii była to stara rana i nic do toczącego się postępowania wyjaśniającego nie wnosiła. Ślizgon i ja mieliśmy rozpocząć własne śledztwo. Ale już na samym jego początku pojawiły się pewne przeszkody...
****
Harry i Ron, zbyt zajęci pracą nie zauważyli, że dzieje się ze mną coś złego. Nigdy nie byli dobrzy w odczytywaniu moich emocji. Nie zwrócili uwagi na to, że coraz bardziej zbliżam się do Malfoya. A ja czułam się tak,  jakby przyciągała mnie do niego jakaś tajemnicza siła. O dziwo, wyczuwałam też, że on mnie rozumie. I nie patrzył na mnie jak na nic nie wartą kujonkę, tylko jak na kogoś ważnego. I to mnie zdziwiło. A także przeraziło. Nie byłam już pewna niczego. Swoich uczuć, wiedzy, swojego jestestwa. Bo to wszystko stało się takie niepewne, rozmazane.
To tak, jakby mój świat pełen barw stał się nagle szarością. I ja, Hermiona Granger, nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Po raz pierwszy w życiu nie mogłam iść do biblioteki i oddać swój los w ręce tych starych, pokrytych kurzem tomów. Było mi z tym strasznie źle...
****
Pracowaliśmy z synem Narcyzy już prawie trzy miesiące, kiedy w nasze ręce trafiła dziwna księga. Nie wiem, jak to się stało ani dlaczego dopiero teraz? Najważniejsze jednak, że w końcu mieliśmy okazję zapoznać się z jej treścią. Jej lektura przyniosła więcej informacji, niż się spodziewałam. Na pewno więcej, niż kilka suchych faktów, z którymi podzieliła się z nami dyrektorka.
,,Rytuał ten jest bardzo niebezpieczny. Nie tylko zabija. Ma on na celu odebranie ofierze jej magii. Nagromadzona w ten sposób moc może być wykorzystana do przywrócenia życia zmarłemu, nawet osobie, która w inny sposób nie miałaby szansy na powrót. Jednakże osoba, która rozpocznie rytuał, nie może go przerwać. Nie może okazać wyrzutów sumienia. Musi trwać w swoim postanowieniu do końca. Inaczej zmarły nie powróci, a moc magiczna twórcy zostanie stracona na zawsze."
Ten fragment księgi najbardziej utkwił mi w pamięci. Wracałam do niego często. Powtarzałam te słowa jak jakąś mantrę. Nie mogłam się ich pozbyć z mojej głowy.
****
W maju byliśmy praktycznie w tym samym miejscu z naszym dochodzeniem. Było nam o tyle trudniej, że musieliśmy chodzić na wszystkie zajęcia, później się uczyć. To zostawiało nam bardzo niewiele czasu do pracy. A jednak, nie narzekałam. Codziennie spędzałam z blondynem kilka godzin. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Nie wiem jak i kiedy zaczęliśmy się do siebie zbliżać jeszcze bardziej.
Aż w końcu nadszedł ten dzień, kiedy Draco mnie pocałował. A mi się to tak strasznie podobało. Chciałam, by to wiecznie trwało. Teraz wiem, że jestem taka głupia i naiwna. Uwierzyłam w jego wszystkie kłamstwa. A on z łatwością grał. Udawał, że mnie kocha. Wmówił mi wiele rzeczy. Strasznych i dobrych, to bez różnicy. Przez niego stałam się tym, kim jestem teraz... Mordercą...
****
Odkrycie prawdy zajęło mi trochę czasu. Po egzaminach mieliśmy wolne. Mogliśmy robić to, co chcemy. Cieszyć się życiem czy coś równie nierealnego. W każdym razie ja spędziłam ten czas z Draco. Nie było to zaskoczeniem dla nikogo. Nawet Ginny wiedziała, co się dzieje. Pomagała mi w miarę swoich możliwości. Starała się zrozumieć. Po pewnym czasie zaakceptowała nawet prawdę. Choć nie było jej łatwo.
Ja sama dowiedziałam się, jak jest naprawdę dzień przed opuszczeniem Hogwartu. Akurat szłam korytarzem w pobliżu sali eliksirów. Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam jakiś dziwny śmiech. I krzyk Dracona. Ale co on tam robił? Podążyłam w stronę dźwięku. Ale to, co tam zastałam było zbyt okropne. Malfoy w objęciach jakiejś obcej dziewczyny. W dodatku milion razy ode mnie ładniejszej. Nieznajoma była po prostu piękna. Ubrana w krótką, czarną sukienkę. Do tego czarne szpilki. I mała torebka, która leżała teraz na stoliku. Głośno zaczerpnęłam powietrza. Para odwróciła się w moją stronę. Ślizgon uśmiechał się wrednie. A jego towarzyszka zmrużyła oczy na mój widok.
— Och, więc to Ty jesteś tą słynną Hermioną Granger, o której opowiadał mi mój narzeczony? Ach tak, nie przedstawiłam się. Jestem Tomione Riddle, a już niedługo Malfoy. Miło mi Cię poznać, Hermiono Granger — powiedziała i wyciągnęła w moim kierunku rękę.
I w tym momencie zawalił mi się świat. Myślałam, że gorzej być nie może. A jednak, myliłam się...
— I co się tak gapisz, Granger? Myślałaś, że ja kocham Ciebie? No to mam dla Ciebie wiadomość — nigdy nic do Ciebie nie czułem. Byłaś nam potrzebna tylko do rytuału. Swoją drogą, nie domyśliłaś się niczego? To Ty zabiłaś ich wszystkich. Oczywiście, robiłaś to nieświadomie. Tak się składa, że Tomione posiada talent swojego ojca, który poznała Twoja ruda przyjaciółka kilka lat temu. Byłoby mi Ciebie żal, ale nie mam żadnych ciepłych uczuć względem Ciebie. Poświęciłaś się dla większego dobra, choć tu bardziej pasuje określenie większego zła — zaśmiał się.
— O czym Ty mówisz, Draco? Przecież ja nie mogłam nic zrobić. To niemożliwe. Pamiętałabym... — szepnęłam łamiącym się głosem.
— Właśnie w kwestii wspomnień to chyba pora żebyś je odzyskała — odparła brunetka.
Machnęła dłonią i nagle przed moimi oczami zaczęły pojawiać się niechciane obrazy. Łzy spływały po moich policzkach. Osunęłam się na podłogę. Nie miałam siły, by zaprzeczyć.
— Rytuał musi się zakończyć. Inaczej stracisz swoją moc — przypomniał mi Draco.
— Wolę stracić magię, niż Wam pomóc! — powiedziałam stanowczo.
— A więc dokonało się — wyszeptała Tomione.
Nagle poczułam, że coś się dzieje w środku mojego ciała. Okropny ból mnie pochłonął. Krzyczałam. A później wszystko stało się czernią...
****
Kiedy odzyskałam przytomność, byłam sama w pomieszczeniu. Wszędzie panowały egipskie ciemności. Chwyciłam moją różdźkę i wyszeptałam "Lumos". Nic się jednak nie stało. Spróbowałam jeszcze raz. I znowu nic. Rzucałam wszystkie zaklęcia, które przyszły mi do głowy. Żadne z nich nie zadziałało. Nie było we mnie nawet odrobiny magii. Postanowiłam zostać tu na noc. W końcu i tak nie trafiłabym po ciemku do wieży Gryffindoru.
Następnego dnia opuściłam świat magii na zawsze.

Napisałam do Harry'ego i Rona z prośbą o spotkanie jakiś miesiąc po powrocie. Odwiedzili mnie w domu. Po godzinie rozmowy odeszli. I nie wrócili. A ja zaczęłam pracować w mugolskiej bibliotece.
Tak minęło pięć lat. A ja wciąż czułam się winna. I pragnęłam zapomnieć o tym wszystkim.
Teraz przeglądam pierwszy od tak dawna egzemplarz „Proroka Codziennego”. Już sama strona tytułowa spowodowała ból w moim sercu. Z poruszającego się zdjęcia uśmiechali się do mnie Draco i Tomione. Nagłówek wyglądał zaś następująco: „Państwo Malfoy tylko u nas opowiedzą nam o swoich planach na przyszłość, nadziejach i marzeniach.”
Nie wiem jak znalazłam siłę, by wybiec z domu. Nie wiem jak wylądowałam pod kołami nadjeżdżającego z dużą prędkością samochodu. Nie czułam żadnego bólu. A po chwili nastąpił koniec. Odeszłam. Tak, jak chciałam...

niedziela, 5 października 2014

"Starocie"

"Piosenka o Czarnym Panie"

Tom Marvolo Riddle - Czarny Pan Od kiedy przyszedł na świat ciągle był sam
Nawet jego rodziców z nim nie było
I to biedne dziecko w mugolskim sierocińcu żyło
O talencie magicznym Tom nic nie wiedział
Dopóki Albus Dumbledore mu nie powiedział
Później trafił do Hogwartu i wszystko się zmieniło
Nic nie było takie jak wcześniej, po prostu nie było
Tak minęły cztery lata całe
Aż w końcu, na piątym roku Tom wywołał zamieszanie niemałe
Komnatę Tajemnic otworzył
I życie wszystkich szlam na jego rękach los złożył
W końcu zmarła jedna dziewczyna
Ale Tom postarał się żeby nikt nie wiedział, że to jego wina
Zrzucił winę na Hagrida i Aragoga
Hagrida wyrzucono, a ten czyn woła o pomstę, do Boga!
Przez wiele lat Tom z czarną magią improwizował
Aż w końcu żaden rys z jego pięknej twarzy się nie zachował
Wyglądem węża przypominał
Ale najdziwniejsze było to, że Lord często czasy Hogwartu wspominał
Hogwart był jego jedynym domem
I tam Voldemort pozostał dla Dumbledore'a po prostu Tomem
Kiedy rodziców Harry'ego zabił
Los psikus mu sprawił
Jego Avada od małego Pottera się odbiła
I choć wtedy Czarny Pan stracił ciało, to jego dusza gdzieś w dalekiej Albanii żyła
W końcu Voldemort powrócił
I Barty Crouch Jr już się nie smucił
Choć Voldi często zabić Harry'ego próbował
Nic z tego nie wyszło i w końcu sam, podczas Bitwy o Hogwart, skonał...

"Piosenka o Draco i Hermionie"

W rodzinie mugoli się urodziła Najmądrzejszą wiedźmą pokolenia była
Książki czytać kochała
Z Harrym i Ronem często się śmiała
Draco ciągle od "szlam" ją wyzywał
Bardzo niemiły w stosunku do niej bywał
Robił to bo skrycie się w niej kochał
I za nią w nocy po kątach szlochał
Szybko lata nauki im mijały
Ale ich wieczne nieporozumienia wciąż trwały
Draco bardzo przeżył kiedy z Victorem na Balu się pojawiła
Bo przecież ONA tylko Jego była!
Nikt inny nie miał prawa Jej dotykać!
Draco próbował o niej zapomnieć, z innymi dziewczynami się spotykać
Na krótką chwilę efekt to dało
Ale szczęście Dracona już nigdy spotkać nie miało
Aż w końcu, na ich szóstym roku
Draco postanowił dać sobie z Hermioną spokój
Bo przecież ile na kogoś czekać można było
Żeby nasze największe marzenie się spełniło?
Draco czekał na to sześć lat
I w końcu znienawidził otaczający go świat
Hermiona nigdy o uczuciach Draco się nie dowiedziała
I dwójkę rudych dzieci z Ronem Weasley'em miała
Draco w końcu z Astorią się ożenił
I w przykładnego męża i ojca Scorpiusa się zmienił
Może i historia ta ma smutne zakończenie
Ale każdy w końcu znajdzie w miłości spełnienie.

****
Z dedykacją dla Kamany, Mariki i Julii. :)

sobota, 27 września 2014

"The Shadows"

Prolog

***

Clancy Gray, syn prezydenta Usa, siedział w swoim gabinecie. Stojący na biurku laptop był uruchomiony, a on sam czytał właśnie akta Ruby Daly. Pomarańczowej. Tak jak on. Intrygowała go. Pewnie była jedyną żywą Pomarańczową w całym tym zasranym kraju. Nic w tym dziwnego, że chciał ją poznać, prawda?

***

W tym samym czasie, wiele mil od East River Ruby, Liam, Pulpet i Zu natrafili na ranną, nieprzytomną dziewczynę. Wygladajaca na rówieśnicę panny Daly miała na sobie krótką, czarną sukienkę, sięgającą do połowy ud, wysokie, wiązane buty, skórzaną kurtkę i czarną czapeczkę. Obok nieznajomej leżał czarny plecak.

- Musimy jej pomóc, Pulpet - odparł Liam.
- Wcale nie musimy - odparował Charles.
- Jeśli ją tu zostawimy, znajdą ją żołnierze albo Łowcy Nagród.
- A co nas to obchodzi? Przecież jej nie znamy. Równie dobrze może być jedną z nich.
- Chociaż opatrzmy jej rany. Nie musimy jej brać ze sobą - szepnął blondyn.

Młody mężczyzna posiadający wdzięczną ksywę Pulpet spojrzał z niedowierzaniem na swojego kompana.

- Nie wiem czemu, ale Ci nie wierzę. Jesteś zbyt naiwny, Lee.

Suzume podeszła ostrożnie do wciąż leżącej nastolatki.

- Zu, nie zbliżaj się do niej! - zawołał Pulpet.

Sam podszedł do niej i delikatnie popchnął młodą Japonkę w stronę swojego przyjaciela. Liam otoczył ją ramieniem.

- Zajmę się nią. Lee, weź Zu do samochodu.
- A co z Ruby? - Liam odważył się zapytać.
- Ruby dotrzyma mi towarzystwa. A także przypilnuje naszej nowej koleżanki. Jest odpowiednio silna żeby mnie osłonić w razie jakiegokolwiek ataku.

Lee spojrzał na starszą z dziewczyn, które towarzyszyły im w trakcie tej podróży. Ta skinęła głową i podeszła do Charlesa. Młoda Azjatka pociągnęła za sobą Stewarta.
Kiedy zniknęli w środku Czarnej Betty, pozostała na zewnątrz dwójka podeszła do obcej.
Pulpet opadł na kolana tuż obok niej, szybko sprawdził jej funkcje życiowe. Na szczęście puls był dość silny i oddychała bez problemów. Zaklnął cicho pod nosem na widok ran głowy i brzucha. Oprócz tego jej prawa dłoń była spuchnięta. Poza tym wydawała się być cała.

- Ruby, podaj mi moją skrzyneczkę. Muszę oczyścić jej rany.

Czarnowłosa dziewczyna zrobiła to, co jej kazał.
Po dwudziestu minutach Charles skończył.

- Możesz iść po Liama. Musimy ją wnieść do samochodu. A później stąd spadamy - odrzekł niechętnie chłopak w okularach.

Po 5. minutach mogli ruszać w drogę. W tym miejscu i tak byli już zbyt długo. A oni musieli szukać celu swej podróży, czyli East River...

****
Rozdział dedykuję Oldzy, Rose, Ellie, Marrie, Endżi, Analce, Ksenieł, Sadurskiej, Em, Syriuszowi, Jamesowi, mojemu kotu, który grzeje moje zimne kolana, Kamanie i wszystkim innym, którzy wejdą na mojego bloga i przeczytają to.
Nie będę Was zmuszać do zostawienia komentarzy, ale byłoby mi miło gdyby jakiś się pojawił.
Pozdrawiam i miłego wieczoru życzę,

   Tomione

niedziela, 31 sierpnia 2014

Liebster Award

Kochani!
Bardzo miło mi Was poinformować o tym, iż zostałam nominowana do Liebster Award przez cudowną Kamanę! (zboczenie-harry.blogspot.nl/?m=1)

Oto pytania i moje odpowiedzi na nie:
1. Myślisz, że pasujesz do swojej
rodziny?
Ja do nich na pewno nie pasuję. Jestem zbyt dziwna. Nawet moja mama zastanawia się po kim jestem taka. XD

2. Co byś zmienił w swoim życiu?
W sumie to jest tego tak dużo, że nie chce mi się wymieniać. Jestem leniem trochę. ;/

3. Studia? Jakie?
Po tym jak skończę dziennikarstwo chciałabym zacząć psychologię.

4. Jakie masz plany na przyszłość?
Pragnę być psychologiem, założyć własną fundację, po prostu pomagać ludziom. Póki co zalążek tego jest tutaj: https://m.facebook.com/tworzymylepszyswiat?refid=46&sld=eyJzZWFyY2hfc2lkIjoiNTJiMzZmMzRjNWRhYWU1MGJmOWNkM2Q0YjQxNWRiMmUiLCJxdWVyeSI6IlR3b3J6eW15IG5vd3ksIGxlcHN6eSBcdTAxNWJ3aWF0Iiwic2VhcmNoX3R5cGUiOiJTZWFyY2giLCJzZXF1ZW5jZV9pZCI6MTg1MDE0NjE2MSwicGFnZV9udW1iZXIiOjEsImZpbHRlcl90eXBlIjoiU2VhcmNoIiwiZW50X2lkIjoyOTc0ODEyOTM3Mzk1NTQsInBvc2l0aW9uIjowLCJyZXN1bHRfdHlwZSI6NjV9
No i jeszcze może uda mi się kiedyś wydać własną książkę.
Marzę też o tym, by mieć własną rodzinę. :')

5. Czy sądzisz, że psy powinny
nosić pieluchy żeby nie walić
kupek na trawniki?
Wyobraziłam to sobie i szczerze powiedziawszy, to może zamiast pieluch powinny nosić jakieś woreczki?

6. Co sądzisz o żabach?
Kiedy byłam małym dzieckiem kochałam żaby i łapałam je często, wrzucałam do strumyczka. Raz czy dwa nawet pocałowałam. Niestety, żaden książę się nie pojawił, nad czym do tej pory ubolewam.
A żaby to bardzo fajne stworzonka.

7. Kreda. Pierwsze skojarzenie?
Gra w klasy rysowana na ulicy właśnie kredą.

8. Co lubią robić dziewczynki?
Dziewczynki lubią się dobrze bawić. B)

9. Rzygałeś kiedyś na imprezie?
Aż tak nie było. Ale różne przygody już miałam. ^^

10. Daj cytat, który najlepiej
pokazuje twój dzisiejszy stan.
"Nigdy nie pozwól by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry" z Kopciuszka. Muszę zapamiętać żeby zawsze mieć odwagę marzyć, bo w końcu osiągnę cel. Nie mogę się tylko poddawać.

11. Kochasz mnie? No weź
pokochajmy się <3
Oczywiście, że Cię kocham! <3

Ja nominuję:
* fremione-ginny.blogspot.nl/?m=1
* we-will--rise-again.blogspot.nl/?m=1
* www.dramione-fremione.blogspot.nl/?m=1
* przeszlosci-smak.blogspot.com/?m=1

Pytania dla nominowanych osób:

1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?
2. Co daje Ci inspirację do pisania?
3. Czy jest jakaś książka, która miała na Ciebie duży wpływ?
4. Co lubisz robić w wolnym czasie?
5. W kilku zdaniach opisz siebie. (Tak bardzo brak pomysłu na pytanie ^^)
6. Jakiej muzyki słuchasz?
7. Lubisz kiedy pada?
8. Lubisz święta?
9. Spróbujesz napisać dla mnie krótki wierszyk?
10. Podzielisz się ze mną jakimś cytatem z książki?
11. Lubisz budyń?

****

środa, 20 sierpnia 2014

"About being alone"

****

Severus Snape miał, delikatnie mówiąc, przejebane życie. Nie dość, że Jego "szef" zabił kobietę, którą kochał, to jeszcze uganiała się za nim jakaś nastolatka! Na domiar złego Mistrz Eliksirów musiał poradzić się innej nastolatki, jak pozbyć się tamtej pierwszej. Humoru całej tej sytuacji dodawał fakt, iż z pomocą Snape'owi przyszła jedyna córka i dziedziczka Czarnego Pana, czyli Tomione Alexis Riddle.
Kiedy mężczyzna zobaczył jak Riddle'ówna wchodzi do kawiarni, w której mieli porozmawiać, był pewien, że Jego życie zmieni się. Nieodwracalnie...

*** Rok później ***

- Rusz ten tłusty tyłek, Snape! Spóźnimy się na kolację do Tomione! A ja nie chcę znowu wejść w połowie spotkania! - zawołała, nieźle już wkurzona, Marika Black.

Miała na sobie długą, czarną sukienkę, jej włosy spięte były w elegancki kok, a delikatny makijaż tylko podkreślał jej piękno.
Natomiast Severus cały czas siedział w swojej normalnej szacie, chociaż Marrie już pięciokrotnie w ciągu ostatniej godziny kazała mu się przebrać.
Teraz też zignorował narzekania młodej kobiety i powrócił do lektury.
Jednakże tak naprawdę przypominał sobie tę pamiętną rozmowę z Tomione.

Musisz ją uwieść, Severusie.
Co?! Miałaś mi doradzić jak się jej pozbyć, a Ty mi mówisz, że mam ją poderwać!
Spokojnie. Wiem co mówię.
Wątpię. Ale niech będzie. Co mam zrobić?
Zacznijmy od tego, że musisz być dla niej trochę milszy. Pochwal ją czasami. Oczywiście nie rób tego cały czas, bo jeszcze się czegoś domyśli. Bądź normalnym Sevem, tylko dla niej lepszym...

Snape pomyślał teraz o pierwszych kilku tygodniach Jego "przemiany". Widział zaskoczenie na twarzy Mariki kiedy pochwalił ją dwa razy. Zauważył też ukradkowe spojrzenia, wymieniane przez Draco i Tomione. Ach, miał wtedy tak wielką ochotę się na nich zemścić. Zacisnął jednak zęby i grał dalej...

Po trzech miesiącach, za radą przyszłej pani Malfoy, kupił pannie Black prezent - przepiękny złoty naszyjnik ze szmaragdowym wężem (chcę taki, ale Draco stwierdził, że wystarczą mi te dwa kufry biżuterii, które mam ;;). Kuzynka panny Riddle była zachwycona podarunkiem.
Jednakże nawet wtedy na myśl jej nie przyszło, że ten stary łotr, ten okrutny nietoperz, ten podły łajdak mógłby darzyć ją jakimś uczuciem. Wiedziała, że kochał przeklętą Lily Evans i choć minęło już tyle lat, Jego miłość była tak samo silna, jak wcześniej. A jednak myliła się, chociaż sam Sev nawet o tym nie wiedział...

Dopiero po pół roku czarnowłosy mężczyzna zaprosił przyrodnią siostrę Regulusa na prawdziwą randkę. O ile wzięcie jej na coroczny zjazd Mistrzów Eliksirów można w ogóle określić tym mianem...
Później spotykali się już regularnie. Oczywiście, dbali o to, aby nikt się o tym nie dowiedział. Bo chociaż Marika skończyła już 17 lat, to ludzie pokroju Weasley'a byli bardzo nietolerancyjni.

Ostatni rok minął Severusowi bardzo szybko. Można nawet powiedzieć, że dzięki Marrie Sev po raz pierwszy w życiu był szczęśliwy. Czasami nawet musiał mocno się powstrzymywać żeby nie uśmiechać się w miejscu publicznym. Chociaż... pewnie uczniowie jeszcze bardziej by się go bali.
Jeszcze 3 kwartały temu dziewczyna była dla niego tylko zbędnym balastem. A teraz nawet przyjemnie spędzało się z nią czas. Oczywiście często zachowywała się jak kretynka (to pewnie rodzinne ~ Sev tak myślał, nie ja ;;), ale troszczyła się o niego, dbała o niego po powrocie z niektórych zebrań Czarnego Pana, na których był karany za wszystkie przewinienia innych Śmierciożerców. Był jej za to wdzięczny.

*** Perspektywa Mariki ***

Minęło kolejne piętnaście minut, a ten stary dupek nawet nie reaguje. Mam tego dość! Zaraz mu chyba przywalę. Albo rozwalę mu gabinet. Zawsze chciałam to zrobić. Byłam ciekawa jak ten drań zareaguje. Czy wyrzuci mnie za drzwi i zabroni wracać... Czasami w Jego oczach widziałam takie pragnienie.
Wiem, że nie powinnam z nim być. Ten kretyn nigdy nie powiedział, że mnie kocha. A jednak, raz na jakiś czas, robił coś, co mnie zaskakiwało. Traktował mnie dobrze, nigdy nie prosiłam go o więcej.
Czułość? Zarezerwowana była tylko dla jednej kobiety i ja, na moje nieszczęście, nią nie byłam...

*** Koniec perspektywy Mariki ***

W końcu siedzący w fotelu mężczyzna odłożył książkę na szafkę i wstał. Podszedł do siedzącej na sofie młodej kobiety z kruczoczarnymi włosami.

- Naprawdę chcesz iść na tę głupią kolację do Tomione? - szepnął wprost do jej ucha.
- Teraz podają już pewnie deser. Serdecznie Ci dziękuję, Severusie, za to, że jak zwykle mnie słuchałeś - wysyczała w odpowiedzi.
- Daj już spokój. Mogłaś iść sama. Nie musisz mnie niańczyć! - Sev delikatnie podniósł głos.
- I co wtedy zrobisz? Znowu się upijesz?! Tak, jak zwykle wtedy, gdy zostajesz sam?!
- Jestem dorosły, na Salazara! I takie dziecko jak Ty nie będzie mi mówiło, co mam robić!
- To "dziecko" troszczy się o Ciebie, kiedy wracasz ledwo żywy z zebrań Twojego Pana! To "dziecko" jest z Tobą, chociaż wie, że nigdy mnie nie pokochasz. To "dziecko" stara się jak może, ale nigdy nie dorówna Twojej idealnej Lily. Ale teraz to "dziecko" ma dość! - krzyknęła panna B. ze łzami w oczach.

Czarodziej poczuł się tak, jakby wyrwano mu z piersi kawałek serca. Nie lubił widoku jej łez. Każda z nich bolała go coraz mocniej.
Nie do końca wiedząc co robi, Severus przyciągnął Marikę do siebie i pocałował ją namiętnie. Ta chciała się początkowo wyrwać, ale Sev trzymał ją mocno. Po kilku sekundach, minutach, a może całej wieczności Marrie odprężyła się w ramionach mężczyzny i odwzajemniła pocałunek.

Kiss me like you wanna be loved
You wanna be loved
You wanna be loved
This feels like falling in love
Falling in love
We're falling in love

Zwykle po paru pocałunkach przerywali. Tym razem było inaczej. Usta Severusa lepiej poznawały każdy skrawek twarzy dziewczyny. Jego ręce błądziły po zgrabnym ciele. Czarnowłosa oddychała z trudem. Wprawione dłonie Severusa szybko poradziły sobie z zamkiem i już po kilkunastu sekundach Mistrz Eliksirów pozbył się tego, jakże niepotrzebnego skrawka materiału. Kiedy sukienka znalazła się na podłodze Marika w pierwszym odruchu chciała się czymś przykryć. Jeszcze nikt nie widział jej prawie nagiej. Jednak Severus spojrzał na nią tak, że przestała mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Kochała go i pragnęła z nim być. Na zawsze. Nawet jeśli świat chciał inaczej...
Ale była z nim, tu i teraz. I teraz działa się najprawdziwsza magia...

****
Z dedykacją dla Marrie i Severusa. Nie zabijaj, wiem, że chciałaś coś lepszego. Ale wyszło takie coś i tyle.
Będę wdzięczna za wszystkie komentarze i opinie.
Życzę miłej lektury. :)

piątek, 8 sierpnia 2014

"I won't give up"

Prolog

****

Rosalie Black wędrowała ulicami małej wioski znajdującej się w pobliżu Beauxbatons, czyli szkoły, do której uczęszczała. Jej młodszy o siedem minut brat bliźniak Orion chodził do Hogwartu. Rosalie, zwana też pieszczotliwie Rose, również chciała tam się uczyć. Jednakże rodzice (a raczej "kochana" mamusia) chcieli, aby jej maniery były jeszcze bardziej nienaganne. I to miała zagwarantować nauka tutaj. Poza tym pobyt we Francji miał sprawić, że zacznie interesować się modą i ubierać z większą elegancją. I tak się niestety stało...
Siedemnastolatka miała na sobie przepiękną, błękitną sukienkę, która doskonale podkreślała jej niesamowitą urodę.
Dziewczyna nie zwracała na nic uwagi. Mijała kolejne sklepy, jednak nic jej nie interesowało. Musiała opuścić budynek znienawidzonej szkoły choć na chwilę. Inaczej by zwariowała.
Dusiła się tam. Szczególnie po ostatnim liście rodziców, w którym zabraniali jej gdziekolwiek samej wychodzić. Oczywiście starała się być posłuszna, ale ile można?
Jej rozmyślania przerwali dwaj mężczyźni, którzy zagrodzili jej drogę.

- Czy mnie oczy nie mylą, czy rzeczywiście spotkaliśmy piękną i nieosiągalną pannę Black? - odezwał się pierwszy z nich.

Był w średnim wieku, a w Jego blond włosach gdzieniegdzie widać było size pasma. Miał w sobie coś dziwnie znajomego. Dziewczyna nie potrafiła jednak powiedzieć co dokładnie.
Drugi z mężczyzn, brunet, ubrany zgodnie z najnowszą modą, mógł mieć maksymalnie 25 lat. Siostra Oriona była niemalże pewna, że widzi go po raz pierwszy.

- Zgadza się, Panie. Oto i ona, w całej swej doskonałości - powiedział młodszy z nieznajomych.
- Nie bierz tego do siebie, skarbie, ale jesteś mi potrzebna do moich planów. Nie są one do końca dobre, ale co poradzić? Ani ja, ani Ty nie mamy wyboru.
- Zacznę krzyczeć. Na pewno ktoś to usłyszy i mi pomoże.
- Tsk, tsk. Na pewno. Problem w tym, że nikt nie wie, iż opuściłaś teren szkoły. I nie jesteśmy przy głównej ulicy. A rodzice Cię ostrzegali - blondwłosy zaśmiał się złowieszczo.

Panna Black nie odpowiedziała nic. Zastanawiała się jak może wyjść cało z tej opresji.

- Ach i zapomniałbym. Jestem Gellert Grindelwald - przedstawił się starszy mężczyzna.

Po Jego słowach zapadła martwa cisza. Rosalie Black była w śmiertelnym niebezpieczeństwie...

****

Wena wróciła, więc postanowiłam dodać prolog nowego opowiadania. Kiedyś dodam to w formie bardzo długiego one-shota. Póki co jednak planuję dodawać rozdziałami.
Mam nadzieję, że komuś się spodoba.
Będę wdzięczna za każdy komentarz, bo milej się pracuje, gdy ktoś docenia Twój trud.
Dedykacja: dla kochanego Syriusza. Za wszystko, co dla mnie robisz.
Miłej lektury! :)

środa, 30 lipca 2014

"Fields of gold"

Rozdział piąty

****

Po tym jak Tomione wybiegła z WS, Severus obrzucił Augustusa swoim słynnym, morderczym spojrzeniem. Skinął głową w stronę Ellie, dając jej tym samym znać, że pora się ulotnić.
Kiedy znaleźli się w Pokoju Życzeń oboje śmiali się histerycznie przez długie minuty.

- Widziałeś jak Black od razu pobiegł za Tomi? Wyglądał jakby miał zamiar się rozpłakać. A sama Tomi genialnie to zagrała. O kurwa, uwielbiam ją! - Ślizgonka z trudem mówiła po tym ataku śmiechu.
- Widziałem go, a jakże. Ciekawe czy ten idiota w końcu wykorzysta swoją szansę? Będzie skończonym kretynem jeśli ją zmarnuje. A Tomione zasłużyła na Oscara za tę rolę.
- Co to ten Oscar?
- Taka mugolska nagroda przyznawana co roku najlepszym aktorom.
- Aaa... ok. To musi być naprawdę ciekawe... - odparła dziewczyna Gusa, ale jej mina wyrażała coś innego.
- Kiedy zamierzasz porozmawiać z Mariką? - spytała po chwili uczennica 7. roku Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
- Tomione kazała mi chwilę zaczekać - odrzekł Sev.
- Kurwa Severus! Będziesz robił wszystko, co Tomi Ci każe? No ja pierdolę, przecież możesz sam podejmować decyzje. Nie musisz czekać na jej błogosławieństwo. Wiem, że kochasz ją jak siostrę i chcesz żeby była szczęśliwa. No, ale bez przesady! Pozwoliłeś jej żeby weszła Ci na głowę. A ona to wykorzystała. Musisz odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Dlatego teraz idziesz do Marrie. Bez żadnych wykrętów! Mam Cię na oku cały czas. Pamiętaj o tym. Chodź, poszukamy miłości Twojego życia.

Severus pozwolił Ellie żeby wyprowadziła go z pomieszczenia. A potem udali się na poszukiwanie ich wspólnej przyjaciółki. Znaleźli ją dość szybko. Towarzyszył jej James. Sev poprosił Marrie o rozmowę w cztery oczy. A panna Eaton i pan Potter zostali sami.

- Hej James. Co tam? Wyglądasz na przybitego - zauważyła Ślizgonka.
- Lily mnie zabije! Niepotrzebnie zgodziłem się pomóc Marice. Syriusz miał wytłumaczyć Lil o co w tym chodzi, ale jak zwykle tego nie zrobił. A teraz on pewnie zabawia się z Riddle, a ja się martwię. Ech - westchnął ciężko czarnowłosy.
- Ja nie rozumiem co on widzi w Tomione. Przecież ona na niego nie zasługuje. Poza tym to witaj w klubie pokrzywdzonych przez los. W końcu dzisiaj straciłam chłopaka i przyjaciółkę. Mogę pogadać z Evans jeśli chcesz - zaproponowała Ellie.
- Wątpię by to cokolwiek dało. Lil nie ufa nikomu ze Slytherinu. A tak przy okazji, możesz mi wytłumaczyć dlaczego Snape chciał porozmawiać z Black?

No i Ell mu to wyjaśniła. Oczywiście odpowiednio nagięła prawdę do własnych celów i dodała trochę kolorytu tej opowieści. Gryfon po wysłuchaniu tego długo nie mógł dojść do siebie.

***

Tymczasem Severus zaprowadził Marikę do PZ aby nikt im nie przeszkodził w rozmowie.
Nagle zaschło mu w gardle i Jego dłonie stały się wilgotne od potu. Wiedział jednak, że to Jego jedyna szansa aby wyznać wybrance swego serca uczucia jakie do niej żywił.

- Więc o czym chciałeś porozmawiać? - zapytała Blackówna.
- Eee, bo widzisz Marrie, ja Cię kocham - wyjąkał czarnowłosy.
- Mógłbyś powtórzyć? Chyba źle usłyszałam - Marika nie ułatwiała mu zadania.
- No kocham Cię kurwa, Marrie! Zostaniesz moją dziewczyną? - spytał Sev, idąc za ciosem.

Jak dotąd nie uciekła z krzykiem, co było dobrym znakiem.

- Przecież chodzisz z Tomione. Serio, nie ogarniam Was ludzie - westchnęła Ślizgonka.
- No bo widzisz, ja tak naprawdę nigdy z nią nie chodziłem. Ona chciała wzbudzić zazdrość tego niedojdy Syriusza i do tego byłem jej potrzebny ja. No i Augustus.
- Ja pierdolę, Sev! Nie mogliście mi powiedzieć?! Czuję się jak ostatnia kretynka! Zaczęłam nawet nienawidzić Tomione.
- Eee... dlaczego? Przecież Tomionka nic Ci nie zrobiła.
- Pocałowała Cię. Tyle wystarczyło.
- Jesteś o mnie zazdrosna? Przecież ja jestem strasznie brzydki. Ty jesteś piękna i moglabyś mieć każdego.
- Co ja na to poradzę, że chcę tylko i wyłącznie Ciebie? I dobra, zostanę Twoją dziewczyną.

Severus w odpowiedzi pocałował dziewczynę, a ta odpowiedziała na pieszczotę. Później siedzieli wtuleni w siebie przez kilka minut. Niestety, potem musieli iść na zajęcia.

***

Przed klasą, gdzie odbywały się eliksiry, doszło do spotkania dwóch nowych par. Marrie, nic nie mówiąc, przytuliła, zaskoczoną takim obrotem sprawy, Tomi.

- Kurwa, mogłaś mi powiedzieć - szepnęła jej prosto do ucha panna Black.
- Musiałam uświadomić zarówno Tobie, jak i Severusowi jak bardzo się kochacie - odszepnęła Riddle'ówna.
- Pewnie gdyby nie Ty, Sev nigdy by się nie odważył i nie powiedziałby mi o tym, co czuje. Więc dziękuję. Za wszystko. Ale przez to Twoje "chodzenie" z nim miałam ochotę Cię zabić. Więcej mi tego nie rób! - powiedziała Marrie, ale tak, aby nie usłyszał jej nikt, oprócz córki Voldemorta.
- Mar, gdybym go nie popchnęła w Twoje ramiona, zostałby zapewne Mistrzem Eliksirów, zastąpiłby Horacego na stanowisku i stał się "dupkiem z lochów" i "postrachem wszystkich Gryfonów". A no i widziałam Twoją reakcję na to. Nie musisz mi dziękować. Chcę być matką chrzestną Waszych dzieci. Możecie też nadać którejś z Waszych córek moje imię - zaśmiała się nowa dziewczyna Syriusza.
- Tomione, błagam, bez takich! - zawołała Marika.

Córka Czarnego Pana przewróciła oczami w odpowiedzi. Później wyswobodziła się z objęć swojej kuzynki i stanęła obok swojego chłopaka.
Podczas rozmowy dziewczyn, obaj panowie stali wyprostowani, mierzyli się wzrokiem i milczeli. Kreatorka tego jakze udanego planu uśmiechnęła się do Seva, a on odwzajemnił ten gest.
Właśnie ten moment wybrał opiekun Slytherinu żeby pojawić się przed salą.

- Widzę, że misja się powiodła - szepnął i uśmiechnął się promiennie do Riddle'ówny, Blacka, Jego przyrodniej siostry i Snape'a.

Kiedy profesor Slughorn zniknął w środku, Marika spojrzała zdezorientowana na Severusa.

- To on też o tym wiedział? - spytała z niedowierzaniem.
- Tak jakby. Tomione mu powiedziała - cicho odparł syn Tobiasza.
- Później o tym porozmawiamy, chodźmy na Eliksiry - dyskusję ucięła Tomione.

I jej przyjaciele, o dziwo, jej posłuchali.


****
Nowy rozdział będzie w przyszłym tygodniu.
Mam nadzieję, że ten nie jest najgorszy.
Pisany w trakcie słuchania najnowszej płyty zespołu Coldplay.
Dedykacja: dla Marrie, Ellie, Ksenieł, Analki, Karoliny, Martyny, Em, Syriusza, Jajko, Draco, Legolasa, Deski, Natki, Dajanki, Oldzy, Kinii, Natteł i wszystkich, którzy to czytają.
Miłej lektury! ;)

wtorek, 8 lipca 2014

"Look into my eyes It's where my demons hide"

Rozdział drugi

****

Kiedy Caroline zadzwoniła do mnie i powiedziała mi o przyjeździe dziewczyny wygladajacej jak Elena, byłem w szoku. Damon zlekceważył to, jak to Damon. Ale ja nie mogłem przestać o tym myśleć. Bo co jeśli ta nowa dziewczyna jest prawdziwym sobowtórem Katherine i to dlatego krew Eleny nie chciała działać na hybrydy Klausa? Wtedy mielibyśmy asa w rękawie. Bo Pierwotny nie wiedział o Nathalie. Muszę tylko wiedzieć jak mam to wykorzystać.
Caro miała powiadomić pozostałych, czyli Bonnie, Elenę, Rica, Jeremy'ego, Tylera i Matta. No i oczywiście Damon i ja też mieliśmy być na naradzie.
W końcu odbywała się ona w naszym domu.
Usłyszałem dzwonek do drzwi.
- To pewnie Bonnie i Matt - pomyślałem i tak rzeczywiście było.

Zaprosiłem ich do środka i zaproponowałem coś do picia. Odmówili. Nie chcieli sprawiać mi kłopotu. Jednak w naszej lodówce było trochę ludzkiego jedzenia i napojów, na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo kiedy mogą się przydać.
Nie chciałem zaczynać bez pozostałych, jednak po chwili zjawił się mój starszy brat i reszta naszej ekipy.

- Więc co to za ważna sprawa wymagająca spotkania? - spytał Ric.
- Do miasta przybyła niejaka Nathalie Portman, nieślubne dziecko Johna Gilberta i Isabel oraz siostra bliźniaczka Eleny. Nathalie została adoptowana przez Williama Portmana i jego żonę Annę i razem z nimi przeniosła się do Nowego Jorku. Ma młodszego brata Josha, który ma dziewięć lat. Chłopcem zajmuje się babcia. A no i rodzice zostali zamordowani przez wampiry dwa tygodnie temu. Tylko tyle udało mi się dowiedzieć w tak krótkim czasie.

Każdy wpatrywał się w Damona ze zdumieniem.

- No co? Bywam potrzebny - odparł mój brat i zaśmiał się cicho.
- Mam siostrę... Ale to niemożliwe. To ja jestem doppelganger Katherine. Przecież każdy to wie - szepnęła Elena.
- Teraz nie wiemy na pewno. Równie dobrze to może być ona. Może właśnie dlatego Twoja krew nie działała na hybrydy Klausa - powiedział Damon stanowczo.

Znowu mnie zaskoczył. Nie sądziłem, że o tym pomyślał.

- Damon ma rację. Musimy zobaczyć co będzie dalej. I czy dziewczyna będzie z nami współpracować - zabrałem głos.
- Ale ona jest bardzo miła, a Wy traktujecie ją jak jakieś mięso armatnie - oburzył się blondyn.
- Zgadza się. Ona jest cudowna. I ma świetny styl. Przykro mi to mówić, ale Elena, musisz nad tym popracować. Żebyś widziała jej buty. Były przepiękne - zawołała Caroline i klasnęła w swe dłonie z ogromnym entuzjazmem.
- I ma Mercedesa Guardiana. I pozwoliła mi go prowadzić!
- I ma śliczny uśmiech - dodała Caro.
- I Klaus o niej nie wie, co może być naszym asem w rękawie - wyrwało mi się.
- Matt, nie wiesz czy nowy członek rodziny Gilbert zamierza pójść do liceum? - spytał Ric.
- Chyba tak. Ale nic o tym nie wspomniała.
- Byłoby dobrze jeśli poszłaby do szkoły. Wtedy miałbym na nią oko.
- Damon nie zbliżaj się do niej na razie. Jeszcze ją wystraszysz - rozkazała Bonnie.
- Pff, nie będę Cię słuchać, wiedźmo. Właśnie planowałem pierwsze spotkanie, a Ty chcesz mi przeszkodzić. Moje serce krwawi, a raczej krwawiłoby gdybym je miał - powiedział Damon z sarkazmem.
- Nienawidzę Cię - szepnęła panna Bennett.

Na szczęście mój brat nie wdawał się już w dyskusje i tylko przewrócił oczami.

- To co robimy? - zapytał Tyler.

Zaczęliśmy się przekrzykiwać. Wszyscy chcieli coś powiedzieć. Ten harmider przerwał dźwięk telefonu Matta. Chłopak szybko odebrał.

- Tak słucham? Co? O czym Ty mówisz, Nathalie? Jak to ktoś tu przed chwilą był? A znasz jej imię? Rebekah?! O kurwa, to mamy przejebane. Nie wychodź z domu! Zaraz tam będziemy. A i pod żadnym pozorem nikomu nie otwieraj! Do zobaczenia za chwilę. No pa.

- Bonnie chodź, musimy jechać. Stefan, pobiegniesz tam też z Damonem? Wy będziecie na miejscu szybciej niż my - powiedział blondyn.

Wszyscy migiem przystąpili do działania. I tak jak rozkazał Donovan, ja i mój starszy brat pobiegliśmy pod dom Matta.
Mniej więcej dziesięć minut później podjechali Matt i Bonnie.
Chłopak prędko otworzył kluczem drzwi wejściowe i zapalił światło w hallu, choć ja i Damon nie potrzebowaliśmy go.

- Nathalie, gdzie jesteś? - zawołał właściciel domu.
Odpowiedziała mu cisza.

W końcu znaleźliśmy się w pokoju siostry Eleny. Po dziewczynie jednak nie było ani śladu. Zauważyłem krwawe ślady na podłodze.

- No to nasza przewaga nad Klausem właśnie poszła się jebać, braciszku - syknął Damon.
- Nie wiemy gdzie jest - odparł Matt.

Był naiwny w tym momencie. To oczywiste, że Bekah zadzwoniła do swojego brata i on tu przyszedł. Oby tylko świeżo odnalezionej siostrze Eleny nic się nie stało...

****

Rozdział dedykuję Ksenieł, Marrie, Ellie, Analce, Dajance i Kindze. :')

sobota, 21 czerwca 2014

"Fields of gold"

Rozdział czwarty

****

James Potter niechętnie zgodził się pomóc przyrodniej siostrze Syriusza. Głównym powodem dla którego to zrobił była możliwość zemsty na Smarku.
O tak, James nienawidził tego Ślizgona od pierwszego dnia szkoły. I kiedy tylko mógł, lubił ucierać mu nosa. I teraz z niecierpliwością czekał na rozwój akcji.
Nie skrzywił się kiedy Marika usiadła obok niego przy stole Gryfonów. Uśmiechnął się nawet delikatnie do niej, choć kiedy pocałowała go w policzek, rzucił szybkie spojrzenie w stronę Lily.
Na początku tego roku szkolnego zaczęli ze sobą chodzić. Dla niektórych była to szokująca informacja. Jednak inni zgodnie twierdzili, że czarnowłosy i rudowłosa dopełniają się jak dwie połówki jabłka.
Black miał wytłumaczyć Evans o co chodzi, ale znając go, nie zrobił tego.
Czarodziej w okularach wiedział, że ma przerąbane. I to nie tylko ze strony Lily...

**

Augustus Waters siedział przy stole Ravenclawu i przyglądał się toczącej się właśnie rozgrywce. Wiedział o co chodzi, Tomione mu wyjaśniła. Mimo tego, że był w Hogwarcie od września, zdążyli się zaprzyjaźnić. Byli nawet na jednej "randce" żeby wzbudzić zazdrość tego idioty, Syriusza Blacka. Ten Gryfon naprawdę miał coś nie tego z głową jeśli nie zauważył tego, że córka Voldemorta go kocha.
Krukon spojrzał na Ellie Eaton, jego dziewczynę, piękną, inteligentną i zabawną Ślizgonkę. Ona też została wprowadzona w toczącą się grę. I to przez obie strony. Zarówno Tomione, jak i James Potter rozmawiali z nią o tym. Dzięki Ellie dziedziczka Czarnego Pana wiedziała o planie Syriusza i Marrie i dostosowała go do swoich potrzeb.
Gus był pewien zwycięstwa brązowowłosej Ślizgonki. Gdyby nie to, że jej przodkiem był sam Salazar, jak nic wylądowałaby w Ravenclawie. Z jej intelektem pasowała tu jak ulał.
Nagle obok niego usiadła Tomione. Spojrzał na nią pytająco.

- Mała zmiana planów, Augie - szepnęła mu prosto do ucha.
- Błagam, nie chcę być znany jako "Augie". Btw. czy ta mała zmiana planów uwzględnia też mnie?
- Jak najbardziej. Dlatego przyszłam do Ciebie.
- A ja biedny myślałem, że się za mną stęskniłaś i nie mogłaś wytrzymać tej rozłąki.

W odpowiedzi Tomione zaczęła się śmiać. Dźwięk ten był piękny, tak jak ona sama.
Chłopcy spojrzeli z zachwytem na młodą Ślizgonkę, a dziewczyny patrzyły z zazdrością. Bo nie dość, że Riddle'ówna była przepiękna i inteligentna, to jeszcze przyjaźniła się z Augustusem.

- No to na czym będzie polegał ten plan? - zapytał cicho Gus.

Brunetka machnęła ręką, zabezpieczając ich przed podsłuchiwaniem.

- Obawiam się, że on może Ci się nie spodobać. Ale Ellie już się zgodziła. A więc słuchaj...

Pięć minut później Krukon siedział z bardzo zadowoloną miną. Jego przyjaciółka przyglądała mu się z uśmieszkiem.

- Nie wiem czemu nie trafiłeś do Slytherinu. Ty się zmarnujesz w tym Ravenclawie.
- A ja doszedłem do wniosku, że byłabyś świetną Krukonką.
- Tiara rozważała przez chwilę taką możliwość, jednakże ostatecznie zdecydowała się na Dom Węża.
- Przecież nie miałaś jej na głowie nawet sekundy - zdziwił się Waters.
- No bo bardzo szybko podjęła decyzję. "Ravenclaw czy Slytherin? A, dobra, niech będzie Slytherin!" Tak brzmiały jej słowa.
- Dobra, możemy zaczynać. Potter i Blackowie ruszają do wyjścia - szepnął chłopak Ellie.
- Ok, jestem gotowa - odszepnęła Tomione.

Augustus pocałował ją namiętnie, a ona odwzajemniła pocałunek. Ich zbliżenie przerwał krzyk Severusa i Ellie.

- Tomione! Augustus! - zawołali jednocześnie.

James Potter, Marika Black i jej przyrodni brat Syriusz zatrzymali się gwałtownie.
Wszyscy obecni w Wielkiej Sali wstrzymali oddech i czekali na rozwój wydarzeń.

- Jak mogłeś to zrobić, Gus?! Kochałam Cię. A Ty na moich oczach całujesz moją najlepszą przyjaciółkę. A Ty Tomione, wstydziłabyś się! Przecież chodzisz z Severusem. Mówiłaś, że Ci na nim zależy. Właśnie widać (...) - panna Eaton zaczęła długie kazanie, w trakcie którego z twarzy córki Czarnego Pana stopniowo znikały kolory.
- Severusie... - szepnęła Tomi błagalnym tonem, prosząc go by dał jej skończyć.
- Nie, Tomione. Nie będę tego słuchać! Już zbyt długo ignorowałem Twoje zachowanie. Ale teraz nie będę milczał. Znajdź sobie innego naiwnego. Wooda, Watersa czy nawet Blacka. Ale ode mnie trzymaj się z daleka - wyszeptał.

Widać było, że ledwo nad sobą panuje. Tylko kilka osób wiedziało, że próbuje nie wybuchnąć śmiechem.
W oczach Riddle'ówny zabłysły łzy. Nie mówiąc już nic dziewczyna wzięła swoją torbę i wybiegła z sali. Za nią pobiegł Syriusz, który widocznie zwietrzył swoją szansę.
Znalazł ją w pierwszej pustej klasie. Siedziała na kamiennej podłodze, ze wzrokiem wbitym w podłoże. Po policzkach płynęły jej łzy. Nie ukrywała ich jednak.
Łapa na ten widok poczuł, że łamie mu się serce. Usiadł obok niej i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu. Jeśli nawet zauważyła ten gest, to nie dała tego po sobie poznać.

- Naprawdę jestem taka okropna? - spytała łamiącym się głosem po kilku minutach siedzenia w ciszy.
- Jesteś cudowna, Tomi. Wszyscy Cię kochają - odparł gorzko brunet.
- Ale nie Severus. On mnie znienawidził. A mi naprawdę na nim zależy - szepnęła, z trudem hamując łzy.
- Więc dlaczego całowałaś Watersa? - Syriusz nie mógł się powstrzymać i zadał nurtujące go od kilkunastu minut pytanie.
- Kiedy usiadłam przy stole Krukonów żeby zapytać go o dodatkową pracę domową z eliksirów, Gus dał mi sok dyniowy. A przynajmniej myślałam, że to sok... Grunt, że po tym miałam wrażenie, iż zamiast Augustusa siedzi Severus. Dlatego go pocałowałam. Ale teraz prawdziwy Severus nie chce mnie znać. O Boże, co ja biedna teraz pocznę?! On był całym moim światem. Bez niego jestem do niczego...

Na nowo zaczęła płakać. Zawsze była wspaniałą aktorką. Więc nic w tym dziwnego, że Black nabrał się na jej sztuczki.

- Masz mnie, Tomi. Ja zawsze z Tobą zostanę - wyszeptał starszy syn Oriona, patrząc swojej kuzynce głęboko w oczy.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję - odparł i na potwierdzenie swoich słów pocałował ją delikatnie w usta.

Tomione nie odwzajemniła pocałunku. Wtuliła się jednak w Gryfona i tak siedzieli nie wiadomo jak długo. Milczeli. Ale była to kojąca cisza...

****

Rozdział dedykuję Marrie, Ellie, Jajeczko, Ksenieł, Em, Analce, Dajance, Natteł, Endzi i wszystkim, którzy to przeczytają.
Z tym rozdziałem miałam małe kłopoty. Jednakże jakoś z nich wybrnęłam. Jestem też nawet z niego zadowolona, a to rzadko się zdarza.
Tym razem pisałam podczas słuchania One Republic i Jamesa Arthura.
Mam nadzieję, że chapter nie jest najgorszy.
Miłej lektury! :)

czwartek, 12 czerwca 2014

"Fields of gold"

Rozdział trzeci

****

Tomione Riddle siedziała właśnie przy stole Slytherinu w Wielkiej Sali. Akurat trwało śniadanie. Dziewczyna postanowiła wykorzystać obecność większości i wprowadzić w życie kolejny element jej planu. Jak do tej pory wszystko szło bez zarzutu.
Za każdym razem kiedy córka Voldemorta przypominała sobie miny Syriusza i Marrie, nie mogła powstrzymać chichotu, a jej oczy błyszczały z uciechy. Wygladała wtedy jeszcze piękniej.
Powiedziała Severusowi aby szykował się na przedostatni punkt jej planu. Nie uprzedziła go jednak o tym, co go czeka. Stwierdziła, że tak będzie lepiej.
Obiekt jej rozważań siedział obok niej i dla dobra tej farsy jego dłoń dziwnym trafem wylądowała na udzie dziewczyny.
Pozostali Ślizgoni przyglądali się im uważnie. Usta Mariki Black ułożone były w uśmiechopodobnym grymasie. Jednakże baczny obserwator zauważyłby, że Marrie ledwo co powstrzymuje się przed rzuceniem klątwy na swoją kuzynkę.

***

Przy stole Gryffindoru James Potter przyglądał się z niepokojem swojemu najlepszemu przyjacielowi, Syriuszowi.

- Czemu gapisz się na Smarka? - zapytał w końcu, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Nie gapię się na Smarkerusa tylko na osobę obok niego - wyszeptał ze złością starszy syn Oriona.
- Stary, nie denerwuj się. Riddle nie jest głupia. Nie będzie chodziła z takim gównem jak Snape. Tylko nie mów Riddle, że uważam iż jest inteligentna - dodał ostrożnie Potter.
- Ostatnio ze sobą nie rozmawiamy. Ona ma czas tylko dla tego idioty. Nawet moja przyrodnia siostra nie może z nią porozmawiać, bo Tomi zawsze jest z NIM - odparł Syriusz dość głośno.

James już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale właśnie ten moment wybrała Tomione żeby zacząć przedstawienie.
Chwilę wcześniej szepnęła Severusowi czego od niego oczekuje. Młody czarodziej spoglądał na nią z wahaniem. Jej plan coraz bardziej mu się nie podobał. Wiedział jednak, że teraz nie może się wycofać, bo tkwi w tym po uszy. Skinął więc głową i wstał. Pomógł wstać swojej "dziewczynie" i wziął jej torbę, jak przystało na dżentelmena. Doszli prawie do drzwi, kiedy córka Czarnego Pana zawołała donośnie: "Och, Seviś, kocham Cię!"
A później go pocałowała. To był pierwszy pocałunek w jego życiu i musiał przyznać, że podobało mu się. Niewiele myśląc, oddał pocałunek z pasją, o istnieniu której nie wiedział. Teraz liczyły się tylko jego wargi na jej wargi, poruszające się w zgodnym tańcu. Nawet jeśli marzył o tym, by na jej miejscu była inna Ślizgonka. Na myśl o Marrie poczuł wyrzuty sumienia. Zostały one zastąpione jednak o wiele przyjemniejszym uczuciem.
Ich zbliżenie przerwało głośne chrząknięcie. Odsunęli się od siebie niechętnie.
Tuż obok nich stała, uśmiechająca się złośliwie, profesor McGonagall. Kobieta wygladala tak, jakby wygrała na loterii milion galeonów.

- Minus 50 punktów, panno Riddle i panie Snape. W Hogwarcie nie tolerujemy publicznego okazywania sobie uczuć - ton Minervy był dziwnie radosny.
- Ach, daj spokój, Minervo. Są młodzi. Pierwsza miłość jest zawsze najpiękniejsza - do rozmowy włączył się Slughorn.
- Mówisz tak tylko dlatego, że panna Riddle to Twoja ulubienica. Znam Cię, Horacy. Tak samo uwielbiałeś jej ojca. I zobacz kim on jest teraz - wysyczała nauczycielka transmutacji.

Tomionka szturchnęła Seva i bezgłośnie powiedziała: "Chodźmy!"
A młody Śmierciożerca oczywiście zrobił to, co mu kazała. Jak zwykle...
Żadne z nich nie zauważyło, że kilka minut po nich Wielką Salę opuścili załamany Syriusz i zapłakana Marika.
Ślizgonka i Gryfon weszli do pierwszej z brzegu klasy i tam przeżywali swoje nieszczęście.

- Zabiję ją! Naprawdę zabiję! - krzyczała Marrie.
- Nie mogę uwierzyć! Ona woli jego! Dlaczego?! - pytał Łapa, załamując ręce.

Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, nie uwierzyłby, że ma przed sobą zwykle zimną i opanowaną dziewczynę i pewnego siebie łamacza kobiecych serc.

- Już ja jej pokażę! Pożałuje, że się urodziła! - szepnęła brunetka.
- Jeśli chcesz, mogę pogadać z Jamesem. On pomoże.

Marrie niechętnie się zgodziła. Bo od dzisiaj Tomione stała się jej największym wrogiem. A wróg mojego wroga, czyli James, rzeczywiście mógł pomóc. Przynajmniej taką miała nadzieję...

****

Rozdział dedykowany Ksenieł, Marrie, Ellie, Analce, Em, Gabi, Ma gz, Dzejkobowi, Natteł i wszystkim, którzy to przeczytają. :)
Rozdział jest wcześniej gdyż pewna osoba nie dawała mi spokoju i ciągle o niego pytała. ;_;
Pisząc go słuchałam moich ukochanych Marsów. Jak widać Jared, Shannon i Tomo dobrze wpływają na moją wenę. :D
A teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłej lektury! :')

wtorek, 10 czerwca 2014

"Fields of gold"

Rozdział drugi
****
Marika Black siedziała razem ze swoim przyrodnim bratem Syriuszem w jednej z pustych klas. Drzwi były zabezpieczone zaklęciem aby nie dostał się tam nikt niepożądany.

- Jak myślisz, Tomione podoba się Severus? - spytała Marrie.

Dziewczyna nigdy nie owijała w bawełnę i waliła prosto z mostu. Nie lubiła niejasnych sytuacji.

- Oszalałaś?! Z tego co ostatnio słyszałem, była na jednej randce z tym nowym, Augustusem. Ale później on stwierdził, że woli tą Ellie, a nasza kuzynka obściskiwała się z Woodem - odparł Syriusz.

Widać było, że go to smuci.

- Ej, Ty jesteś w niej zakochany! Podobnie jak reszta męskiej populacji tej szkoły... Nie mam z nią szans! - zawołała zrezygnowanym tonem brunetka.
- Nie mów, że jesteś zazdrosna o Smarka? A Tomionka nie może się z nim kochać!

Ślizgonka miała minę w stylu: "O czym Ty do mnie pierdolisz, idioto?" i uśmiechnęła się chytrze.

- Jeśli pomożesz mi odbić Seva z rąk Tomi, to pomogę Ci ją zdobyć. Bosz, nie wierzę, że to proponuję. I to Gryfonowi...
- Musi Ci na nim zależeć - Syriusz zaśmiał się wrednie.
- Błagam Cię, robię to tylko ze względu na to, że jest moim przyjacielem. Przecież wiesz, że nasza kuzyneczka jest gorsza od swojego ojca. Przynajmniej jeśli chodzi o traktowanie chłopaków. Nie chcę żeby Severus cierpiał - wyjaśniła córka Oriona z nieprawego łoża.
- Taaa, jasne. Już Ci wierzę - starszy brat jej i Regiego przewrócił oczami i uśmiechnął się z pobłażaniem.
- Myśl sobie co chcesz. Choć ja nadal uważam, że Ty nie posiadasz mózgu, podobnie jak reszta tych przeklętych Gryfonów. W ogóle nie wiem czemu się z Tobą zadaję. Jesteś beznadziejny, braciszku.
- To mój urok tak działa na kobiety. Nie mogą mi się oprzeć. Poza tym, jesteś moją siostrą i muszę o Ciebie dbać. Nawet jeśli masz dziwny gust. Bo kto o zdrowych zmysłach wybrałby Smarkerusa?
- On się podoba Tomione - przypomniała mu Marika.
- Nigdy w to nie uwierzę. Prędzej James pocałuje Petera w usta niż Tomi i Smark będą razem!
- Weź, wyobraziłam to sobie. Jedno słowo: Fuuuuj!
- Wiedziałem, że w końcu nadejdzie ten moment kiedy uświadomisz sobie bolesną prawdę o Smarkerusku. Nie sądziłem jednak, że nastąpi to tak szybko.
- Zamknij się! I nie nazywaj Seva Smarkiem!
- Bo co mi zrobisz? Smarkerusek! - krzyknął starszy z braci Black.

Chciał wkurzyć Marrie i udało mu się.

- Powiem Tomione, że ją kochasz - zagroziła.

Jej ton był tak zimny jak lód na Alasce. Mógł zmrozić każdemu krew w żyłach.
Niektórzy wiedzieliby, że to nie przelewki. Bo jeśli Ślizgon chce czegoś, dostanie to. Za wszelką cenę. W myśl zasady: "Po trupach do celu."

- Nie uwierzy Ci - odparł beztrosko Gryfon.

Był zbyt pewny siebie. To mogło się dla niego źle skończyć.

- Wszyscy Gryfoni są tacy tępi, czy Ty postanowiłeś pobić rekord głupoty? Nie, nie odpowiadaj - stwierdziła czarownica widząc, że jej brat otwiera usta żeby coś powiedzieć.

W tym momencie drzwi do klasy otworzyły się i weszli Tomione i Severus. Trzymali się za ręce. Syriusz na ten widok zaczerwienił się ze złości, a Marrie zabijała spojrzeniem swoją kuzynkę.

- Ups, przeszkodziliśmy w czymś. Chodź, Sev, poszukamy innego miejsca gdzie będziemy sami - zachichotała córka Voldemorta, pociągnęła Snape'a ze sobą  i wyszli.

Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Syriusz rzucił niezwykle elokwentne "O kurwa", a Jego przyrodnia siostra zastanawiała się jak szybko i boleśnie zabić córkę Riddle'a tak, aby on się o tym nie dowiedzial.

Tymczasem w innej klasie Tomione śmiała się jak opętana, a Severus patrzył na nią z ponurą miną.

- Och, Sev, 1:0 dla nas. Mówiłam Ci, że jestem genialna.
- Jedyne co zauważyłem to czerwony jak burak Black i patrząca na Ciebie ze złością Marika.
- Ty naprawdę nie widziałeś, że ona zabijała mnie spojrzeniem, a Syriusz marzył o tym, aby być na Twoim miejscu i trzymać mnie za rękę?
- E, nie - wyjąkał Snape.

Nie znał się zbytnio na sprawach uczuciowych.

- A to znaczy, że pójdzie szybciej niż myślałam.
- Naprawdę?
- O tak, już moja w tym głowa - powiedziała i znowu zaczęła się śmiać.

Tym razem był to jednak śmiech, który nie wróżył nic dobrego. Przynajmniej Marrie i Syriuszowi...

****
Rozdział dedykowany Marrie, Ellie, Analce, Licore, Em i wszystkim, którzy to przeczytają.
Wiem, że krótkie, ale wena sobie gdzieś poszła.
Będę wdzięczna za każdy komentarz. :')
Pisane podczas słuchania "Na chwilę" Grzegorza Hyżego. Ta piosenka uzależnia.
A co do następnego rozdziału, to będzie on prawdopodobnie w sobotę lub niedzielę.
Miłej lektury! :)

sobota, 7 czerwca 2014

"Fields of gold"

Rozdział pierwszy
****

Severus Snape, wysoki, czarnowłosy, chudy, z niezdrową cerą, z uwagą słuchał profesor McGonagall. Siedząca obok niego Tomione Riddle, czyli jedyna córka i dziedziczka Czarnego Pana, ziewała znudzona. Ojciec już dawno nauczył ją animagii. Snape dokładnie się jej przyjrzał. Bardzo przypominała swojego ojca. Nie tylko z charakteru. Odziedziczyła po nim ciemne włosy i oczy, nos, a nawet usta. Była też wysoka jak na kobietę, mierzyła bowiem 175 cm wzrostu.
Za panną Riddle siedziała Marika "Marrie" Black, przyrodnia siostra Regulusa i tego niedojdy Syriusza. Severus zapatrzył się na dziewczynę. Od dawna coś do niej czuł. Był jednak zbyt niepewny siebie aby do niej podejść i wyznać swoje uczucia. Bał się odrzucenia.
W końcu panna Black była śliczna, a on nie wyglądał jak typowy amant.
Młody Śmierciożerca westchnął zrezygnowany. Po raz pierwszy w życiu żałował, że nie wygląda jak przyrodni bracia Marrie. Sev wielokrotnie zastanawiał się jak to jest być przystojnym i lubianym przez wszystkich. Nigdy nie zabiegał o popularność, wystarczyła mu obecność Tomionki, Regiego, Mariki, czyli jego przyjaciół. Kiedyś przyjaźnił się też z Lily Evans, ale ona zakończyła ich znajomość po tym jak nazwał ją szlamą.
Może tak było lepiej? Córka Voldemorta nie lubiła Evans i za każdym razem robiła wszystko by zniszczyć życie rudowłosej.
Syn Tobiasza został wyrwany ze swoich rozważań kiedy jego sąsiadka z ławki szturchnęła go łokciem w żebra. Seviś cicho syknął.
Po chwili leżał przed nim pergamin, zapisany schludnym charakterem pisma Tomione.
Przeczytał krótką notkę, która brzmiała następująco:
'Kiedy zamierzasz powiedzieć Marrie o twoim uczuciu do niej?'
'To nie jest takie proste.' - brzmiała odpowiedź Seva.
'Przecież wiem. Pewnie myślisz, że nie masz szans, a ona nigdy nie spojrzy na Ciebie jak na mężczyznę. Zaufaj mi, w ciągu tygodnia moja kuzynka będzie twoją dziewczyną.'
'Co zamierzasz zrobić?'
- Zobaczysz - szepnęła Tomi i zaśmiała się cicho.

- Panno Riddle, dlaczego pani nie uważa? - ich cichą "rozmowę" przerwało pytanie od nauczycielki transmutacji.
- Ależ uważam, pani profesor. Jednakże od dawna jestem zarejestrowanym przez Ministerstwo animagiem i te zajęcia trochę mnie nudzą - odparła Ślizgonka.

Minerva była zaskoczona informacją. Przez chwilę myślała nawet, że nastolatka ją okłamuje. Zauważyła jednak, że Syriusz Black skinął głową, tym samym potwierdzając, że dziewczyna mówi prawdę.

- Czyżby nie sprawdziła pani w Ministerstwie? A powinna pani to zrobić we wrześniu - zaszydziła kuzynka Regulusa.
- O, Riddle pokazuje pazurki! - zawołał James Potter.

Potter znajdował się na czele listy osób, które Severus chciałby udusić (ewentualnie zaavadować). Tuż za nim byli Syriusz, Remus i Peter.

- Och, zamknij się, idioto! - powiedziała Marika i uśmiechnęła się złowieszczo.

Pewnie wymyśliła kolejny, 669. już, sposób "Jak zniszczyć życie Gryfonom". Była z tego znana w Hogwarcie i młodsi uczniowie z Ravenclawu i Slytherinu często korzystali z jej porad. Oczywiście za odpowiednią kwotę.
W końcu musiała mieć fundusze aby organizować cotygodniowe imprezy z cyklu "Marrie i Tomione rządzą Hogwartem, a kto się z tym nie zgadza, ma przejebane", które przyciągały tłumy niewyżytych uczniów.
Czarodziej w okularach już otwierał usta aby się odgryźć, jednak ubiegła go opiekunka jego domu.

- Panna Riddle, panna Black, pan Potter i pan Snape szlaban. Dziś wieczorem w moim gabinecie.
- Za co? - spytała niewinnym tonem Tomionka.
- Za randkowanie z panem Snape'm na moich zajęciach - odparła zniesmaczona wice dyrektor.

James parsknął śmiechem. Córka Toma posłała mu jedno ze swoich słynnych morderczych spojrzeń.

- Pani profesor wybaczy, ale dziś nie mogę. Ja, Marrie i Sev wybieramy się wieczorem na zakupy z profesorem Slughornem. Ale jutro jesteśmy do pani dyspozycji.
Minerva zacisnęła zęby. Ledwo co się kontrolowała.
Przeklęty Albus, który zgodził się na obecność tej denerwującej dziewczyny!

- Slytherin traci 5 pkt za pani bezczelność, panno Riddle. A teraz wróćmy do lekcji...

****
Z dedykacją dla Marrie, Ellie, Analki i każdego, kto to przeczyta. :')
Mam nadzieję, że nie jest najgorsze.
Pisząc niektóre fragmenty miałam atak głupawki. ^^
Nie miałam też pomysłu na tytuł. Wtedy włączyła się piosenka Stinga i uratowała mnie.
Ale nie zanudzam już.
Miłej lektury. ;)

wtorek, 1 kwietnia 2014

"Look into my eyes It's where my demons hide"

Rozdział pierwszy

****

Kiedy przyjechałam do Mystic Falls nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Byłam tu po raz pierwszy, nie licząc dnia narodzenia i czułam się tu obco. Jednak nie miałam wyboru. Ludzie, których uważałam za rodziców zginęli. Zostali zamordowani przez wampiry. A ja musiałam się dowiedzieć dlaczego. Dwa dni po ich śmierci znalazłam dokumenty adopcyjne i moje poukładane życie legło w gruzach. Okazało się, że moimi biologicznymi rodzicami byli John i Isobel. Poza tym miałam jeszcze siostrę bliźniaczkę, Elenę. Nie spieszyło mi się do jej poznania. Pragnęłam tylko odkryć tajemnicę.
Spakowałam więc manatki i przybyłam tutaj. Za pieniądze ze sprzedaży domu planowałam wynająć mieszkanie. Babcia Irene mówiła mi, że źle postępuję, jednak ja się uparłam i postawiłam na swoim. Przez chwilę miałam nadzieję, że przyjedzie razem ze mną, jednak Josh, mój brat chodził do szkoły i raczej niewskazane było zmienianie przez niego szkoły w ciągu roku szkolnego. Nie mówiąc o tym, że mały głupek był zakochany w Nowym Jorku i za nic w świecie by nie przyjechał na takie "zadupie", jak mi kiedyś powiedział. Tak więc sama, po kilkunastogodzinnej jeździe samochodem, z jedną przerwą na sen w jakimś tanim motelu i dwóch krótkich przerwach na posiłki, umierałam ze zmęczenia. Zatrzymałam się przed jakimś barem o idiotycznej nazwie "Mystic Grill", by tam dowiedzieć się gdzie mogę znaleźć pokój do wynajęcia. Marzyłam już tylko o gorącej kąpieli i długim śnie.
Kiedy tylko znalazłam się w środku, podszedł do mnie chłopak w moim wieku.

- O, Lena, szukałem Cię - powiedział.

Rozejrzałam się dookoła. Przecież on nie mógł mówić do mnie.

- Przepraszam, ale do kogo Ty mówisz? - zapytałam cicho.
- Do Ciebie. Do kogo innego miałbym mówić? Elena, co się dzieje? Nie poznajesz mnie? Jestem Matt, pamiętasz?
- Nie jestem Elena.
- Czyli jesteś Katherine w takim razie - odparł przez zaciśnięte zęby.
- Kim jest Katherine do cholery?! I dlaczego mylisz mnie z Eleną?
- Wyglądasz jak Elena i Katherine. Skoro nie jesteś żadną z nich, to może przedstaw się?
- Hmm ok. Jestem Nathalie i właśnie przyjechałam do Mystic Falls. Chciałabym dowiedzieć się gdzie można wynająć jakiś pokój. Jestem zmęczona po podróży, sam rozumiesz.

Blondyn skinął głową. Był nawet przystojny i było w nim coś łagodnego.

- Mystic Falls to bardzo małe miasteczko i nie mamy tu zbyt wielu mieszkań czy pokoi do wynajęcia, ale jeśli chcesz możesz zatrzymać się u mnie. Oczywiście mam pokój do wynajęcia. Znaczy pewnie nie będziesz chciała. Bo w Hiltonie to ja nie mieszkam - odrzekł i nerwowo zagryzł dolną wargę.
- Jasne. Dzięki, Matt. Naprawdę bardzo mi pomogłeś. A tak poza tym to miło Cię poznać - powiedziałam z uśmiechem.
- Przyjemność po mojej stronie - szepnął blondwłosy i odpowiedział uśmiechem.

Nagle przy nas znalazła się śliczna blondynka. Spojrzała na mnie z wyrzutem.

- Elena, gdzieś Ty była?! Martwiliśmy się o Ciebie! - zawołała donośnym głosem.

Skrzywiłam się mimowolnie. Zaczęła mnie boleć głowa. To pewnie ze zmęczenia.

- Ciszej, Caroline. To nie Elena tylko Nathalie. Nathalie właśnie przyjechała do Mystic Falls i wynajęła pokój u mnie - wyjaśnił Matt tej blond piękności.
- Ale ona wygląda jak Elena. Jesteś pewien, że to nie jest Katherine? - szepnęła Caroline.
- Jestem. Nie widzisz, że ona jest wykończona? Zawiozę ją do siebie. Porozmawiamy później.
- No dobrze. A ja zadzwonię do Stefana. Miło było Cię poznać - Niebieskooka zwróciła się do mnie.
- Mi również było miło - odparłam z nieśmiałym uśmiechem.
Barbie uśmiechnęła się promienie i szepnęła Mattowi na ucho coś w stylu "To zdecydowanie nie jest Katherine. Kath się nie uśmiecha", odwróciła się na pięcie i po chwili zniknęła w tłumie.
- Gotowa zobaczyć swój nowy dom? -spytał Matt z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Gotowa jeśli Ty jesteś gotów - odpowiedziałam i zachichotałam.

Mój nowy znajomy poprowadził mnie do wyjścia. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz pociągnęłam go w stronę mojego samochodu.

- Masz Mercedesa Guardiana?! - zawołał z entuzjazmem.
- Jedyny pojazd, którym nie boję się jeździć - wzruszyłam ramionami.
- Nigdy nie widziałem ich z bliska, nie mówiąc nawet o ich dotknięciu.
- Jeśli chcesz możesz poprowadzić teraz - wyszeptałam i puściłam mu oczko.
- Naprawdę mogę? - Matt brzmiał teraz jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę, ale nie wie czy może się nią bawić.
- Jasne. Ja i tak nie znam drogi. Więc będzie lepiej jeśli Ty poprowadzisz.

Kiedy podałam mu kluczyki, Matt wyglądał jakby miał zaraz stracić przytomność. Jednak prowadził pewnie i droga minęła nam na jego zachwytach nad moim autem i opowieściami o miasteczku i jego mieszkańcach. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na miejscu.
Dom, przed którym się zatrzymaliśmy, nie był bardzo duży, jednak sprawiał wrażenie przytulnego i zadbanego.
Blondyn pokazał mi mój pokój. I choć był nieduży, to był cudowny i od razu się w nim zakochałam.
Po półgodzinnej kąpieli życzyłam Mattowi dobranoc i udałam się wprost w objęcia Morfeusza.

****

Kolejny rozdział z "Say Something I'm giving up on you" pojawi się jutro. Czekają mnie tam jeszcze ostatnie korekty.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się to opowiadanie.
To moje pierwsze ff związane z TVD i miałam pewne obawy jak to wyjdzie.
Z góry dziękuję za każdy komentarz.
A i rozdział dedykowany ludziom z mojego kochanego Wonder! <3

poniedziałek, 3 marca 2014

Say something I'm giving up on you

Rozdział pierwszy

Kiedy Hermiona znalazła się w salonie, jej wzrok powędrował w stronę siedzącego w fotelu mężczyzny w średnim wieku.
Gellert przyglądał się jej chwilę w milczeniu. Później wskazał jej by usiadła w fotelu obok niego, co też uczyniła. Gdy już wszyscy siedzieli wygodnie, pan Grindelwald zabrał głos.

- Witaj córko. Przysięgam, że z każdym dniem jesteś coraz bardziej podobna do swojej matki.
- Chyba nie przyszedłeś tu po to, by mi o tym powiedzieć? Prawda ojcze? - szepnęła panna Grindelwald.
- Nie, oczywiście, że nie. Jednakże chciałem powiedzieć coś miłego nim przejdziemy do interesów - odparł czarodziej.
- Chciałeś uśpić moją czujność? - spytała dziewczyna z wyrzutem.
- Przejdzmy do sedna sprawy. Hélène nie jesteś mi już do niczego potrzebna. Avada Kedavra - wyszeptał były przyjaciel Dumbledore'a.

Jego różdżkę opuścił zielony promień, który ugodził jego żonę prosto w pierś. Hermiona była w szoku. Nie spodziewała się, że ta sytuacja tak się rozwinie. Otworzyła usta. Chciała krzyczeć, jednak z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Gellert spoglądał na nią z zainteresowaniem. W końcu, po kilku minutach oszołomienia, dziewczyna zdołała wydusić z siebie słowa.

- Jak mogłeś?! Nienawidzę Cię! - wychrypiała córka czarnoksiężnika.
- Tsk, tsk. To było konieczne. A teraz porozmawiajmy. Herbaty? - zaproponował Gellert, uśmiechając się niewinnie.
- Nie będę z Tobą rozmawiać! Właśnie zabiłeś moją matkę i chcesz urządzić jakieś pogawędki. Wynoś się stąd! - wysyczała panna Grindelwald przez zaciśnięte zęby.
- Zamilcz! - blondyn podniósł głos.
- Jak śmiesz mi rozkazywać?!

Młoda kobieta była tym oburzona. Za kogo on się uważał? Fakt, był jej ojcem, ale właśnie z zimną krwią zamordował jej ukochaną mamę. Nie mieściło się jej to w głowie jak po tym wszystkim mógł udawać, że nic się nie stało.

- Czyżbym musiał Ci przypomnieć o tym, iż jestem Twoim ojcem? Mam więc pełne prawo decydować o Twoim losie. A teraz zrelaksuj się i daj mi w końcu powiedzieć to, co chciałem Ci wyjawić od początku naszej rozmowy.

Uczennica Beauxbatons nie słuchała swojego rodzica. W czasie jego krótkiego przemówienia bawiła się naszyjnikiem, który dostała od matki kilka dni temu. Kobieta wspomniała, że ten prezent może przydać się jej w razie niebezpieczeństwa. Hermiona nie rozumiała jednak w jaki sposób. Nie wiedziała też, że jej naszyjnik był tak naprawdę podarunkiem od ojca i tylko on mógł aktywować jego moc odpowiednim zaklęciem.
Kiedy spojrzała na swojego ojca i ujrzała wymierzoną w siebie Czarną Różdżkę, zamarła z przerażenia. Zamknęła oczy. Obawiała się najgorszego.
- Ale przecież śmierć nie mogła być straszna. Spotkam mamę przynajmniej - pomyślała brązowowłosa.
Jednak nigdy nie dosięgło jej śmiertelne zaklęcie. Za sprawą czaru Gellerta Grindelwalda jego córka po prostu zniknęła. Znalazła się w miejscu oddalonym o tysiące mil od jej domu. Jej podróż nie była bezbolesna. Nim dobiegła końca, dziewczyna była nieprzytomna. Miała dość poważne obrażenia, które wymagały natychmiastowego leczenia. Na jej szczęście i ku radości czarnoksiężnika, w jej stronę biegł już wracający z Hogsmeade czarodziej z długą, kasztanową brodą.
Ani córka Hélène, ani jej wybawiciel nie wiedzieli, że w dalekiej Francji pewien blondwłosy mężczyzna śmiał się jak szalony. I zanim opuścił dom swojej martwej już żony, wyszeptał jedno, krótkie zdanie:
- Gra rozpoczęta, Albusie.

niedziela, 26 stycznia 2014

Say something I'm giving up on you

Prolog
- Mamo, jestem z powrotem! - zawołała młoda, piękna dziewczyna wchodząc do domu.
Wróciła właśnie ze spaceru po okolicznej wiosce. Mimo tego iż mieszkały tu już od kilku lat, wciąż zachwycało ją piękno tego miejsca. Zdjęła przemoczony płaszczyk i powiesiła go na wieszaku. Cały czas czekała na odpowiedź swojej rodzicielki. Kiedy jej nie otrzymała, postanowiła to  sprawdzić. Zaczęła się skradać w stronę salonu. Nie widziała skąd wzięła się jej ostrożność. Powoli, jakby niepewnie, zbliżyła się do salonu. Usłyszała dwa głosy. Jeden z nich należał do jej matki. Jednakże drugi był jej zupełnie obcy. Po krótkim namyśle nastolatka mogła określić iż należał on do mężczyzny.
Hermiona Alexis Grindelwald przegryzła dolną wargę. Wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, ale była bardzo zaintrygowana.

- Czego chcesz, Gellert? Wiem, że nie przyszedłeś tu tylko na przyjacielską pogawędkę przy herbatce. O co chodzi?

Hermiona zamarła gdy usłyszała to imię. Zastanawiała się czego mógł chcieć jej ojciec. Nie widziała go od pięciu lat. Wtedy ona i jej mama uciekły od niego by nie mieć styczności ze złem, które wywołał.

- Aww, ależ kochana żono, nie cieszysz się na mój widok? - powiedział Grindelwald słodkim tonem.
- Powiedz mi czego ode mnie chcesz? - wysyczała kobieta.
- Od Ciebie? Nic. Od naszej córki? Wszystko.
- Nie pozwolę Ci jej wykorzystać do swoich okropnych planów! - krzyknęła  Hélène.
- Uwierz mi, nie pytam Cię o zdanie - odparł spokojnym tonem czarodziej.
- Czego chcesz od Hermiony?
- Myślisz, że Ci powiem? Chyba śnisz! Ja nie dzielę się z nikim moimi planami. Nawet z moją... kochaną żoną - ostatnie dwa wyrazy wypowiedział z odpowiednią dozą słodyczy.
- W takim razie wynoś się stąd i nigdy nie wracaj! - zawołała wzburzona pani Grindelwald.
- Auć, Hélène, nie musisz zawsze krzyczeć. Tak poza tym to chyba się pomyliłaś. Ja tu ustalam warunki, moja droga. Nie Ty. Więc z łaski swojej przestań krzyczeć. I zawołaj w końcu naszą córkę. Chciałbym z nią porozmawiać.

Hermiona na wzmiankę o sobie zaczęła się wycofywać. Była już na siódmym stopniu marmurowych schodów, kiedy zawołała ją matka. Szybko wbiegła do swojego pokoju, zmniejszyła swój kufer z wszystkimi jej rzeczami (tak na wszelki wypadek) i schowała go do niedużej, czarnej i przesyconej magią torby. Torbę zaś przerzuciła przez ramię.
Wzięła kilka głębszych oddechów by uspokoić skołatane nerwy. Przeczesała palcami włosy, próbując wyprostować jeden z niesfornych, brązowych loków opadających jej na twarz.
Nie była gotowa na spotkanie z ojcem. Wiedziała jednak, że nie ma wyjścia...

****
Z dedykacją dla Kingi i Patrycji. Dziękuję Wam za pomoc. :))