Nie potrafię o nim zapomnieć. Minęło już pięć lat. Pięć cholernie długich lat, a ja wciąż nie pogodziłam się z losem. Bo jak można żyć dalej, kiedy traci się miłość swojego życia? Jak mam zapomnieć, kiedy wciąż pamiętam każdy jego dotyk, każde słowo, które do mnie wypowiedział? Jak mam nie myśleć o nim, kiedy wszystko dookoła mi o nim przypomina?
Mówili: „Nie przejmuj się, wkrótce przestanie boleć. I znajdziesz nową miłość.”
Nie wyszło...
Wciąż jestem sama. Harry i Ron odwrócili się ode mnie po tym, co zrobiłam.
Nie rozumieli.
Trudno, może lepiej, że ich tu nie ma. Nie chciałabym żeby widzieli to, jak powoli się staczam.
Nie jestem już starą Hermioną Granger.
Stałam się wrakiem człowieka.
A to wszystko przez miłość do nieodpowiedniego człowieka.
To wszystko przez to, że zakochałam się w Nim, w Draconie Malfoyu...
****
Zaczęło się dość niepozornie. Po wojnie oboje wróciliśmy do Hogwartu dokończyć siódmy rok nauki. Choć Draco nie nazywał mnie już szlamą, nadal się nienawidziliśmy. I pewnie byłoby tak do dzisiaj, gdyby nie pewna przykra sytuacja, która zmusiła nas do współpracy.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia w zamku zaczęło dochodzić do dziwnych incydentów. Nikt nie wiedział kto za tym stoi. Niektórzy bardzo się bali. To było dość logiczne. W końcu zagrażało nam coś zupełnie nieznanego. I nie byliśmy na to przygotowani...
****
Miesiąc po świętach pan Filch znalazł zwłoki ucznia na korytarzu w pobliżu lochów. Ofiara nie miała na ciele żadnych widocznych ran. Oczywiście rozwiązanie było tylko jedno — chłopak zginął od zaklęcia śmierci.
W szkole zaroiło się od pracowników Ministerstwa Magii. Śledztwo nie przyniosło jednak żadnych rezultatów. Ale to było do przewidzenia...
****
Kiedy pani dyrektor wezwała mnie do swojego gabinetu, wiedziałam, że sytuacja jest jeszcze trudniejsza niż myślałam.
Zdziwiłam się na widok syna Lucjusza. Ale nie pokazałam tego po sobie. Blondyn nie zareagował w żaden sposób na moją obecność. Jego twarz była niczym maska, nie wyrażała żadnych uczuć.
Kiedy usłyszeliśmy czego wymaga od nas Profesor McGonagall, byłam przerażona. Bo jakże inaczej miałam określić tę raczej samobójczą misję?
Nie rozumiałam kto mógłby być tak okrutny, by zabijać niewinne dzieci. Szczególnie, że Voldemorta już nie było na świecie. Jego zwolennicy w większości albo byli martwi albo siedzieli w Azkabanie.
Nigdy też nie słyszałam o tym rytuale, który według profesora Dumbledore'a miał na celu powrót Sami-Wiecie-Kogo do świata żywych. Sądziłam, że nie istnieje taka możliwość. A jednak. Pewien starożytny, niemalże zapomniany w dzisiejszych czasach rytuał miał wywrócić do góry nogami ledwo ocalony świat magii.
Chciałam biec do moich przyjaciół, ostrzec ich przed niebezpieczeństwem i mocno przytulić. To była chwila mojej słabości. I Malfoy dobrze ją wykorzystał...
****
Drugi martwy uczeń został znaleziony równo tydzień po naszej rozmowie z panią dyrektor. I znowu, ofiara nie miała na ciele żadnych obrażeń, nie licząc małego zadrapania na nadgarstku. Jednak według kilku pracowników Ministerstwa Magii była to stara rana i nic do toczącego się postępowania wyjaśniającego nie wnosiła. Ślizgon i ja mieliśmy rozpocząć własne śledztwo. Ale już na samym jego początku pojawiły się pewne przeszkody...
****
Harry i Ron, zbyt zajęci pracą nie zauważyli, że dzieje się ze mną coś złego. Nigdy nie byli dobrzy w odczytywaniu moich emocji. Nie zwrócili uwagi na to, że coraz bardziej zbliżam się do Malfoya. A ja czułam się tak, jakby przyciągała mnie do niego jakaś tajemnicza siła. O dziwo, wyczuwałam też, że on mnie rozumie. I nie patrzył na mnie jak na nic nie wartą kujonkę, tylko jak na kogoś ważnego. I to mnie zdziwiło. A także przeraziło. Nie byłam już pewna niczego. Swoich uczuć, wiedzy, swojego jestestwa. Bo to wszystko stało się takie niepewne, rozmazane.
To tak, jakby mój świat pełen barw stał się nagle szarością. I ja, Hermiona Granger, nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Po raz pierwszy w życiu nie mogłam iść do biblioteki i oddać swój los w ręce tych starych, pokrytych kurzem tomów. Było mi z tym strasznie źle...
****
Pracowaliśmy z synem Narcyzy już prawie trzy miesiące, kiedy w nasze ręce trafiła dziwna księga. Nie wiem, jak to się stało ani dlaczego dopiero teraz? Najważniejsze jednak, że w końcu mieliśmy okazję zapoznać się z jej treścią. Jej lektura przyniosła więcej informacji, niż się spodziewałam. Na pewno więcej, niż kilka suchych faktów, z którymi podzieliła się z nami dyrektorka.
,,Rytuał ten jest bardzo niebezpieczny. Nie tylko zabija. Ma on na celu odebranie ofierze jej magii. Nagromadzona w ten sposób moc może być wykorzystana do przywrócenia życia zmarłemu, nawet osobie, która w inny sposób nie miałaby szansy na powrót. Jednakże osoba, która rozpocznie rytuał, nie może go przerwać. Nie może okazać wyrzutów sumienia. Musi trwać w swoim postanowieniu do końca. Inaczej zmarły nie powróci, a moc magiczna twórcy zostanie stracona na zawsze."
Ten fragment księgi najbardziej utkwił mi w pamięci. Wracałam do niego często. Powtarzałam te słowa jak jakąś mantrę. Nie mogłam się ich pozbyć z mojej głowy.
****
W maju byliśmy praktycznie w tym samym miejscu z naszym dochodzeniem. Było nam o tyle trudniej, że musieliśmy chodzić na wszystkie zajęcia, później się uczyć. To zostawiało nam bardzo niewiele czasu do pracy. A jednak, nie narzekałam. Codziennie spędzałam z blondynem kilka godzin. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Nie wiem jak i kiedy zaczęliśmy się do siebie zbliżać jeszcze bardziej.
Aż w końcu nadszedł ten dzień, kiedy Draco mnie pocałował. A mi się to tak strasznie podobało. Chciałam, by to wiecznie trwało. Teraz wiem, że jestem taka głupia i naiwna. Uwierzyłam w jego wszystkie kłamstwa. A on z łatwością grał. Udawał, że mnie kocha. Wmówił mi wiele rzeczy. Strasznych i dobrych, to bez różnicy. Przez niego stałam się tym, kim jestem teraz... Mordercą...
****
Odkrycie prawdy zajęło mi trochę czasu. Po egzaminach mieliśmy wolne. Mogliśmy robić to, co chcemy. Cieszyć się życiem czy coś równie nierealnego. W każdym razie ja spędziłam ten czas z Draco. Nie było to zaskoczeniem dla nikogo. Nawet Ginny wiedziała, co się dzieje. Pomagała mi w miarę swoich możliwości. Starała się zrozumieć. Po pewnym czasie zaakceptowała nawet prawdę. Choć nie było jej łatwo.
Ja sama dowiedziałam się, jak jest naprawdę dzień przed opuszczeniem Hogwartu. Akurat szłam korytarzem w pobliżu sali eliksirów. Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam jakiś dziwny śmiech. I krzyk Dracona. Ale co on tam robił? Podążyłam w stronę dźwięku. Ale to, co tam zastałam było zbyt okropne. Malfoy w objęciach jakiejś obcej dziewczyny. W dodatku milion razy ode mnie ładniejszej. Nieznajoma była po prostu piękna. Ubrana w krótką, czarną sukienkę. Do tego czarne szpilki. I mała torebka, która leżała teraz na stoliku. Głośno zaczerpnęłam powietrza. Para odwróciła się w moją stronę. Ślizgon uśmiechał się wrednie. A jego towarzyszka zmrużyła oczy na mój widok.
— Och, więc to Ty jesteś tą słynną Hermioną Granger, o której opowiadał mi mój narzeczony? Ach tak, nie przedstawiłam się. Jestem Tomione Riddle, a już niedługo Malfoy. Miło mi Cię poznać, Hermiono Granger — powiedziała i wyciągnęła w moim kierunku rękę.
I w tym momencie zawalił mi się świat. Myślałam, że gorzej być nie może. A jednak, myliłam się...
— I co się tak gapisz, Granger? Myślałaś, że ja kocham Ciebie? No to mam dla Ciebie wiadomość — nigdy nic do Ciebie nie czułem. Byłaś nam potrzebna tylko do rytuału. Swoją drogą, nie domyśliłaś się niczego? To Ty zabiłaś ich wszystkich. Oczywiście, robiłaś to nieświadomie. Tak się składa, że Tomione posiada talent swojego ojca, który poznała Twoja ruda przyjaciółka kilka lat temu. Byłoby mi Ciebie żal, ale nie mam żadnych ciepłych uczuć względem Ciebie. Poświęciłaś się dla większego dobra, choć tu bardziej pasuje określenie większego zła — zaśmiał się.
— O czym Ty mówisz, Draco? Przecież ja nie mogłam nic zrobić. To niemożliwe. Pamiętałabym... — szepnęłam łamiącym się głosem.
— Właśnie w kwestii wspomnień to chyba pora żebyś je odzyskała — odparła brunetka.
Machnęła dłonią i nagle przed moimi oczami zaczęły pojawiać się niechciane obrazy. Łzy spływały po moich policzkach. Osunęłam się na podłogę. Nie miałam siły, by zaprzeczyć.
— Rytuał musi się zakończyć. Inaczej stracisz swoją moc — przypomniał mi Draco.
— Wolę stracić magię, niż Wam pomóc! — powiedziałam stanowczo.
— A więc dokonało się — wyszeptała Tomione.
Nagle poczułam, że coś się dzieje w środku mojego ciała. Okropny ból mnie pochłonął. Krzyczałam. A później wszystko stało się czernią...
****
Kiedy odzyskałam przytomność, byłam sama w pomieszczeniu. Wszędzie panowały egipskie ciemności. Chwyciłam moją różdźkę i wyszeptałam "Lumos". Nic się jednak nie stało. Spróbowałam jeszcze raz. I znowu nic. Rzucałam wszystkie zaklęcia, które przyszły mi do głowy. Żadne z nich nie zadziałało. Nie było we mnie nawet odrobiny magii. Postanowiłam zostać tu na noc. W końcu i tak nie trafiłabym po ciemku do wieży Gryffindoru.
Następnego dnia opuściłam świat magii na zawsze.
Napisałam do Harry'ego i Rona z prośbą o spotkanie jakiś miesiąc po powrocie. Odwiedzili mnie w domu. Po godzinie rozmowy odeszli. I nie wrócili. A ja zaczęłam pracować w mugolskiej bibliotece.
Tak minęło pięć lat. A ja wciąż czułam się winna. I pragnęłam zapomnieć o tym wszystkim.
Teraz przeglądam pierwszy od tak dawna egzemplarz „Proroka Codziennego”. Już sama strona tytułowa spowodowała ból w moim sercu. Z poruszającego się zdjęcia uśmiechali się do mnie Draco i Tomione. Nagłówek wyglądał zaś następująco: „Państwo Malfoy tylko u nas opowiedzą nam o swoich planach na przyszłość, nadziejach i marzeniach.”
Nie wiem jak znalazłam siłę, by wybiec z domu. Nie wiem jak wylądowałam pod kołami nadjeżdżającego z dużą prędkością samochodu. Nie czułam żadnego bólu. A po chwili nastąpił koniec. Odeszłam. Tak, jak chciałam...