czwartek, 12 czerwca 2014

"Fields of gold"

Rozdział trzeci

****

Tomione Riddle siedziała właśnie przy stole Slytherinu w Wielkiej Sali. Akurat trwało śniadanie. Dziewczyna postanowiła wykorzystać obecność większości i wprowadzić w życie kolejny element jej planu. Jak do tej pory wszystko szło bez zarzutu.
Za każdym razem kiedy córka Voldemorta przypominała sobie miny Syriusza i Marrie, nie mogła powstrzymać chichotu, a jej oczy błyszczały z uciechy. Wygladała wtedy jeszcze piękniej.
Powiedziała Severusowi aby szykował się na przedostatni punkt jej planu. Nie uprzedziła go jednak o tym, co go czeka. Stwierdziła, że tak będzie lepiej.
Obiekt jej rozważań siedział obok niej i dla dobra tej farsy jego dłoń dziwnym trafem wylądowała na udzie dziewczyny.
Pozostali Ślizgoni przyglądali się im uważnie. Usta Mariki Black ułożone były w uśmiechopodobnym grymasie. Jednakże baczny obserwator zauważyłby, że Marrie ledwo co powstrzymuje się przed rzuceniem klątwy na swoją kuzynkę.

***

Przy stole Gryffindoru James Potter przyglądał się z niepokojem swojemu najlepszemu przyjacielowi, Syriuszowi.

- Czemu gapisz się na Smarka? - zapytał w końcu, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Nie gapię się na Smarkerusa tylko na osobę obok niego - wyszeptał ze złością starszy syn Oriona.
- Stary, nie denerwuj się. Riddle nie jest głupia. Nie będzie chodziła z takim gównem jak Snape. Tylko nie mów Riddle, że uważam iż jest inteligentna - dodał ostrożnie Potter.
- Ostatnio ze sobą nie rozmawiamy. Ona ma czas tylko dla tego idioty. Nawet moja przyrodnia siostra nie może z nią porozmawiać, bo Tomi zawsze jest z NIM - odparł Syriusz dość głośno.

James już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale właśnie ten moment wybrała Tomione żeby zacząć przedstawienie.
Chwilę wcześniej szepnęła Severusowi czego od niego oczekuje. Młody czarodziej spoglądał na nią z wahaniem. Jej plan coraz bardziej mu się nie podobał. Wiedział jednak, że teraz nie może się wycofać, bo tkwi w tym po uszy. Skinął więc głową i wstał. Pomógł wstać swojej "dziewczynie" i wziął jej torbę, jak przystało na dżentelmena. Doszli prawie do drzwi, kiedy córka Czarnego Pana zawołała donośnie: "Och, Seviś, kocham Cię!"
A później go pocałowała. To był pierwszy pocałunek w jego życiu i musiał przyznać, że podobało mu się. Niewiele myśląc, oddał pocałunek z pasją, o istnieniu której nie wiedział. Teraz liczyły się tylko jego wargi na jej wargi, poruszające się w zgodnym tańcu. Nawet jeśli marzył o tym, by na jej miejscu była inna Ślizgonka. Na myśl o Marrie poczuł wyrzuty sumienia. Zostały one zastąpione jednak o wiele przyjemniejszym uczuciem.
Ich zbliżenie przerwało głośne chrząknięcie. Odsunęli się od siebie niechętnie.
Tuż obok nich stała, uśmiechająca się złośliwie, profesor McGonagall. Kobieta wygladala tak, jakby wygrała na loterii milion galeonów.

- Minus 50 punktów, panno Riddle i panie Snape. W Hogwarcie nie tolerujemy publicznego okazywania sobie uczuć - ton Minervy był dziwnie radosny.
- Ach, daj spokój, Minervo. Są młodzi. Pierwsza miłość jest zawsze najpiękniejsza - do rozmowy włączył się Slughorn.
- Mówisz tak tylko dlatego, że panna Riddle to Twoja ulubienica. Znam Cię, Horacy. Tak samo uwielbiałeś jej ojca. I zobacz kim on jest teraz - wysyczała nauczycielka transmutacji.

Tomionka szturchnęła Seva i bezgłośnie powiedziała: "Chodźmy!"
A młody Śmierciożerca oczywiście zrobił to, co mu kazała. Jak zwykle...
Żadne z nich nie zauważyło, że kilka minut po nich Wielką Salę opuścili załamany Syriusz i zapłakana Marika.
Ślizgonka i Gryfon weszli do pierwszej z brzegu klasy i tam przeżywali swoje nieszczęście.

- Zabiję ją! Naprawdę zabiję! - krzyczała Marrie.
- Nie mogę uwierzyć! Ona woli jego! Dlaczego?! - pytał Łapa, załamując ręce.

Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, nie uwierzyłby, że ma przed sobą zwykle zimną i opanowaną dziewczynę i pewnego siebie łamacza kobiecych serc.

- Już ja jej pokażę! Pożałuje, że się urodziła! - szepnęła brunetka.
- Jeśli chcesz, mogę pogadać z Jamesem. On pomoże.

Marrie niechętnie się zgodziła. Bo od dzisiaj Tomione stała się jej największym wrogiem. A wróg mojego wroga, czyli James, rzeczywiście mógł pomóc. Przynajmniej taką miała nadzieję...

****

Rozdział dedykowany Ksenieł, Marrie, Ellie, Analce, Em, Gabi, Ma gz, Dzejkobowi, Natteł i wszystkim, którzy to przeczytają. :)
Rozdział jest wcześniej gdyż pewna osoba nie dawała mi spokoju i ciągle o niego pytała. ;_;
Pisząc go słuchałam moich ukochanych Marsów. Jak widać Jared, Shannon i Tomo dobrze wpływają na moją wenę. :D
A teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłej lektury! :')

4 komentarze:

  1. ...........................Och zabije no, a właściwie Marika. I Snape'a tez >< Rozdział super, ale i tak mam nerwy, a to oznacza, ze nieźle wpływa na psyche xd

    OdpowiedzUsuń
  2. JAK MOGŁAŚ DAĆ DEDYK PEDAŁKOWI DŻEJKOBOWIE CIOTO? XD
    Tomionka, następnym razem pamiętaj, że to JA JESTEM BIEFEF DŻEJMSA I JAJECZKA, HALO LASIA!
    Świetny rozdział, kc <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ellie ja Ciebie też kc, potas węgiel i w ogóle. <3
    Chciałam dłuższą dedykację, dlatego Dżejkob tu jest hehe. XD
    Będę pamiętać. Pozdrawiam, Tomione. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ellie ja Ciebie też kc, potas węgiel i w ogóle. <3
    Chciałam dłuższą dedykację, dlatego Dżejkob tu jest hehe. XD
    Będę pamiętać. Pozdrawiam, Tomione. :)

    OdpowiedzUsuń